To nie był udany dzień, dlatego że na trzy filmy udało mi się tylko jeden zobaczyć w całości.
Bestie dobrze się zapowiadały i mimo wolno snującej się akcji byłam ciekawa, do czego ona poprowadzi i jak będzie wyglądał horror na wyspie odciętej od świata, ale niestety film ściągnięto z platformy internetowej długo przed czasem i tak przerwano nasze oglądanie w połowie seansu. (W końcu nie ma festiwalu bez wtopy… ;))
Drugim filmem, którego obejrzałam nieco ponad połowę była Aviva. Bardzo interesująca forma, skłaniająca do wielu interpretacji. Z jednej strony mamy teatralny melodramat z licznymi elementami baletu i długimi monologami, z drugiej zaś uniwersalny genderowo traktat o złożonych relacjach miłosnych. Bardzo ciekawym zabiegiem było to, że odtwórców głównych ról Avivy i Edena było kilku, różnej płci i w różnym wieku – mieszali się, co sprawiało, że nasza para nie miała jednoznacznej orientacji i tożsamości seksualnej. Kameralne kino z pięknymi choreografiami.
Co stanęło na przeszkodzie, by obejrzeć do końca? Późna pora i ciągłe gadanie bohaterów sprawiły, że zasnęłam. Ponadto miałam wrażenie, że to, co nas w filmie zaskakiwało, przykuwało uwagę, z czasem stało się męczące i wtórne.
Sole, reż. Carlo Sironi
Ten film, z tego, co obserwuję, zdominuje polskie festiwale filmowe w tym roku. Pewna w tym zasługa nie tyle wyróżnień w Wenecji, co polskiej reprezentantce we włoskiej obsadzie, odtwórczyni głównej roli – Sandry Drzymalskiej. Wciela się ona w Lenę Dębską, która przyjeżdża na rok do Włoch. Na podstawie polskich wyników badań pokazanych podczas wizyty u lekarza wnioskujemy, że przyjechała już ciężarna. Ale nie wiemy, czy z intencją sprzedania dziecka bogatej, włoskiej parze czy oferta pojawia się dopiero na miejscu. W transakcję zostaje zaangażowany Ermanno, który jest jedynym krewnym małżeństwa, a to ułatwia tam proces adopcyjny. Ma za zadanie opiekować się Leną i przyznać się do ojcostwa.
Początkowo niepokojąca atmosfera filmu, spowodowana też zachowaniem Ermanniego, który sprawia wrażenie, że odgrywa tu rolę strażnika i pośrednika, przywołuje skojarzenia z Lilją4ever i podobnymi opowieściami, w których kobiety skuszone ofertą dobrego zarobku stają się zakładniczkami. Nie wolno im samym opuszczać mieszkania, do którego klucz ma tylko mężczyzna, pieniędzmi również dysponuje tylko mężczyzna, a kobieta musi prosić o drobne zakupy. Dlatego też to, co obserwujemy podczas pierwszych dni w nowym mieszkaniu nie wróżą happy endu. Z jednej strony wiemy, że Lenie nic nie może się stać z powodu noszonego przez nią dziecka, z drugiej zaś czy jej towarzysz to rozumie i jest świadomy wagi sytuacji? Zdaje się, że wykonuje tylko swoją pracę, za którą ma dostać niemałe pieniądze, reszta się nie liczy. Dlatego po odwożeniu Leny od lekarza do mieszkania albo do przyszłych rodziców dziecka, zamyka ją w mieszkaniu i sam spotyka się z kumplami albo przegrywa otrzymane pieniądze w kasynie. Bohater nie budzi zaufania – nie tylko naszego, ale także jego wuja znającego nałóg Ermanniego – z kolei jako widzka snułam podejrzenia, że Lena pozostanie bez dziecka i pieniędzy, które w całości zostaną przegrane.
Wraz z upływam czasu jednak coś się zmienia, między Leną i Ermannim pojawia się dialog, który pozwala chłopakowi spojrzeć na towarzyszkę innym okiem, zaczynają się lepiej poznawać, dzięki czemu Lena zyskuje swobodę na mieście, a z czasem i ona wciągnie się w hazardowe gierki – a o tym, jak bardzo, pokazuje finałowa scena, w której bohaterowie pełni silnych emocji spowodowanych nieoczekiwanym spotkaniem w dobrze im znanym kasynie szamotają się między wzajemnym rozczarowaniem i zauroczeniem. Wcześniej jednak dochodzi do przedwczesnego porodu oraz komplikacji wymagających dłuższą niż ustalono w umowie opiekę nad dzieckiem. Ta, która często dzieli wiele par, powoduje, że między bohaterami zawiązuje się szczególna więź, a Ermmano zdaje się w przyspieszonym tempie dojrzewać, w dziecku odnajdując cel w życiu i szansę na dobrą zmianę.
W tym kameralnym kinie zaskakuje jak obojętna wobec dziecka zostaje biologiczna matka, która karmienie, przewijanie i inne obowiązki traktuje jako pracę do wykonania, bez przywiązywania się do dziecka i pragnienia, by go zatrzymać, i odwrotnie, jak nieswoje dziecko potrafi wzbudzić tyle czułości, uczuć i dotąd nieznanych pragnień u młodego chłopaka, który dotąd nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności za cokolwiek.
Nie jest to film wybitny, ale niebanalny, trzymający w niepokoju i podążający w nieoczekiwanym kierunku.
1 thought on “Transatlantyk 2020: dzień V”