Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy? (Jestem twój, reż. Maria Schrader)

[Recenzja ukazała się w „Ińskie Point” nr 1-2/2022]

Nie ukrywajmy, Jestem twój nie prezentuje nowego tematu, nie pochyla się nad zagadnieniami, które nie wypełniałyby nasze wyobraźni od przynajmniej dwustu lat (jeśli liczyć monstrum doktora Frankensteina jako prototyp dzisiejszych androidów), kiedy wizja maszyn zastępujących człowieka w coraz doskonalszy sposób się urzeczywistnia. Już dawno wyszliśmy w wyobrażeniach poza technologię robotów, które mają ułatwić naszą pracę zarówno w przemyśle, jak i w życiu codziennym. Rozwój sztucznej inteligencji oraz humanoidalne kształty robotów zmieniły kierunek filozoficznych pytań. Zastanawiamy się już, czy kiedyś roboty staną się tak samodzielne, że się zbuntują, przestaną być sprzymierzeńcami ludzi, a staną się realnym zagrożeniem. Pytamy o to, czy androidy zyskają świadomość, a co za tym idzie, czy będą zdolne do odczuwania emocji, a nie tylko ich wyrażania zgodnie z algorytmem. W tych refleksjach kryje się nadzieja, że sztuczna inteligencja rozwiąże problemy samotnych ludzi, a zarazem lęk przed zatraceniem granic między tym, co ludzkie, a tym, co zaprogramowane.

Wokół tych ostatnich wątków, których sedno kryje się w tytule obrazu Paula Gaugina, kręci się fabuła filmu Marii Schrader. Oryginalny tytuł Ich bin dein Mensch(dosłownie: jestem twoim człowiekiem) precyzyjniej niż polskie tłumaczenie oddaje istotę fabuły. Alma, badaczka pisma klinowego przyjmuje propozycję w eksperymencie, aby pozyskać fundusze na swoje badania. Eksperyment polega na przetestowaniu sztucznego człowieka, który został zaprojektowany jako idealny partner. Alma ma przez trzy tygodnie mieszkać z androidem o imieniu Tom i sprawdzić, czy humanoidalny robot może uszczęśliwić samotną osobę i zastąpić ludzkiego partnera.

Śledzimy zatem, jak stopniowo zmieniają się relacje między kobietą i robotem. Alma początkowo zniechęcona, traktująca jako niewygodne zadanie z pracy, z czasem zaczyna obserwować Toma, poddawać go „technicznym” testom, aż z czasem, zgodnie z romantyczną konwencją, zaczyna się do niego przywiązywać, a nawet stawać w jego obronie. Tym, co w tej relacji jest interesujące i nie pozwala wrzucić jej jednego worka z innymi parami bohaterów komedii romantycznych, jest ukazanie zmienności w postrzeganiu Tomka przez Almę. Nie jest ona jednokierunkowa i konsekwentna, wyraźnie widzimy, kiedy Tom zostaje uczłowieczony, a kiedy znowu pozostaje komputerem, którego można obrażać czy napastować, bo przecież nic nie czuje. Tom zawsze będzie humanoidalnym robotem, który wyraża uczucia zgodnie z algorytmem i na podstawie obserwacji zapisywanych na swojej karcie pamięci (dzięki niej wie, w jakich miejscach szukać Almy). Mimo że jest świadoma tego faktu, bohaterka przelewa na niego emocje i okazuje mu czułość, na przykład przykrywa go kocem, choć Tom nie odczuwa temperatury i nie musi spać (choć zaprogramować się na chrapanie – kto marzy o chrapiącym partnerze?!).

Poprzez te gesty Alma nie tylko zdradza miłosne uczucia do robota, ale pokazuje istotę człowieczeństwa. Troszczymy się o kogoś/coś, bo MY czujemy taką potrzebę, poprzez upodmiotowienie obiektu przekonujemy się o własnym człowieczeństwie. I to się dzieje już na etapie dzieciństwa, kiedy karmimy i wozimy wózkiem lalki albo kołyszemy misie do snu. Humanoidalny robot to obiekt wyższego poziomu, który można potraktować jak chwilową zabawkę, bo i Tom w pewnych momentach nią był, albo widzieć w nim odbicie istoty, którą sami jesteśmy i chcemy, by inni traktowali ją z szacunkiem jak człowieka posiadającego uczuciami.

Jestem twój angażuje emocjonalnie widzów, którzy przynajmniej częściowo ulegają urokowi przystojnego Tomka albo spróbują wyobrazić sobie, jak wyglądałby i zachowywałby się ich humanoidalny partner. Wydaje mi się, że siła realizacji Schrader tkwi właśnie w tym zaangażowaniu odbiorców, którzy poza racjonalnym uzasadnieniem pewnie nie raz współczuli robotowi i żądali lepszego traktowania bohatera. To sprawia, że choć mamy do czynienia z kolejnym filmem o robotach i o relacji człowieka ze sztuczną inteligencją (by tylko wspomnieć o bodaj najsłynniejszym w ostatniej dekadzie filmie Ona), po seansie nie wychodzimy znużeni, lecz może nawet odrobinkę zauroczeni. Bardzo przyjemny, miejscami zabawny, momentami uroczy, a w głównej mierze refleksyjny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *