Możliwość tej wyspy nie daje mi dziś zasnąć
Możliwość tej wyspy nie daje mi nic zacząć
Możliwość tej wyspy nie daje mi nic …
Możliwość wyspy uważana jest za jedną z lepszych powieści w dorobku Houellebecqa, co mnie trochę zaskoczyło ze względu na to, że w Polsce autor kojarzony jest przede wszystkim z Cząstkami elementarnymi, tę powieść wyróżniła Wirtualna Polska tworząc swoją listę 100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią. Zarazem nie jestem zaskoczona, bo jeśli ponowna lektura Cząstek… nie zmieni mojego zdania, to Możliwość wyspy są zdecydowanie ciekawsze. Może nie zafascynowała mnie jak Uległość, ale w swojej futurystycznej wymowie (bardziej uniwersalnej niż w Uległości) porusza wiele wątków, nad którymi można się pochylić i zastanowić się z perspektywy niemal dwóch dekad od jej napisania… I dostrzec, jak wiele kwestii dziś nie straciło na aktualności, a nawet wydają się one bliższe naszym realiom niż w momencie pisania.
Począwszy od relacji między neoludźmi, którzy komunikują się tylko za pomocą wysyłanych komentarzy i video, bo nie powinni opuszczać swoich domów. To nasza codzienność od kilku lat, która w ostatnim czasie z wiadomych powodów stała się powszechniejsza i wręcz obowiązująca. Częściowo wygodna – stąd wielu z nas preferuje zdalną pracę, częściowo dokładają się do poczucia samotności i pustki, wskutek której późniejsze pokolenie replikujących się neoludzi decyduje się na opuszczenie bezpiecznej przystani i odejść na zawsze. Szukają tego samego, co bohaterowie reportażu Kromer Usług czysto platonicznych, tylko w przyszłości nie robią z tego jeszcze biznesu. Jedynie, co nasze społeczeństwo bardzo różni od neoludzi, to brak samowystarczalności. Zarówno w skali makro – czego obecnie najsilniej doświadczamy – w kontekście zależności przepływu surowców np. energetycznych od sytuacji geopolitycznej. Jak i w skali mikro – większość liczy na pomoc ze strony państwa albo innych ludzi i to w sprawach naprawdę drobnych, które można byłoby rozwiązać poprzez umiejętne korzystanie z wyszukiwarek internetowych (o ile mniej byłoby postów z prośbą na forach, gdyby ludzie podjęli ten trud i sami poszukali informacji w sieci). W świetle tego koncepcja neoludzi, która ma zastąpić nasz gatunek po Wielkiej Suszy i innych klimatycznych katastrofach, wydaje się nadzieją.
Chyba największą zaletą tej książki jest to, że autor nie sili się na nowatorskość. Wybrzmiewają tu echa beletrystyki Philipa K. Dicka, George’a Orwella, Aldousa Huxleya czy nawet Margaret Atwood, nie licząc wprost przywołanych filozofów. Na tle wymienionych u Houellebecqa wizja przyszłego społeczeństwa wyróżnia się brakiem kontroli, neoludzie mogą bez konsekwencji opuścić swój dom. Jednak jeśli nie wrócą, a zginą poza przestrzenią umożliwiającą replikację DNA – jest to ich śmierć ostateczna, bez możliwości reinkarnacji. Łatwo było zakwalifikować świat Daniela25 i Daniela26 jako postapokaliptyczny. Mimo Wielkiej Suszy, która jest oczywistą groźbą dla czytelników w czasach zmian klimatycznych, neoludzie nie żyją w świecie postapokaliptycznym. Oni tej apokalipsy dopiero się spodziewają i są przekonani, że po nich nadejdą Przyszli. Świadomość i afirmacja tymczasowości wydaje się cechą, która je odróżnia od nas.
Z kolei Daniel ze swoim ponuractwem, obsesyjnym lękiem przed starością i niemocą seksualną jest kolejną postacią Houellebecqa, która równie dobrze mogłaby zostać napisana przez Philipa Rotha. Im bardziej wczytywałam się w myśli Daniela, tym bardziej utożsamiałam go z Zuckermannem. I trudno tutaj jednoznacznie określić, w jakim stopniu któryś z autorów pisał pod wpływem drugiego, a jak bardzo to po prostu równoległe pisarstwo o uniwersalnym doświadczeniu kryzysu męskości. I choć Zuckerman, zwłaszcza w Duch wychodzi jest faktycznie starcem, walczącym z rakiem prostaty i konsekwencjami operacji, Daniel jest zaledwie 40-latkiem. Jednak dopóki nie padnie bezpośrednia informacja o wieku, czytamy w przekonaniu, że bohater ma co najmniej 60 lat.
Kolejne podobieństwo w prozie Rotha i Houellebecqa można dostrzec w opisywaniu kobiet, co ściśle wiąże się z wspomnianym kryzysem męskości i potrzebą równie nieprzychylnego patrzenia na swoje rówieśniczki. Kobiety są brzydkie, słabe, a jeśli silne, to od razu demoniczne, są przyczyną męskich utrapień. Bohaterki zdają się nie reprezentować sobą innych wartości poza ciałem. Czasem trudno zdecydować, czy większy wstręt budzi własne ciało, czy tej kobiety w pobliżu. Wobec tego wstrętu wizja społeczeństwa opartego na relacjach wirtualnych jawi się jako doskonałe antidotum na tego rodzaju bolączki. Dlatego nie byłabym tak jednoznaczna w ocenie, że Możliwość wyspy to jedna z najbardziej ponurych książek. Zarysowana w niej przyszłość może wydawać się smutna czy nawet przerażająca, ale jak starałam się wykazać, ona jest w jakiś sposób lepszym światem od naszego, samowystarczalni ludzie nie są narażeni na cierpienie. Z drugiej strony, częściowo ta przyszłość już się rozgrywa. I jedynie co powinno nas przerażać to fakt, że tego nie zauważamy.