Po jedenaste: znaj sąsiada swego, podobnie jak Śmierć Zygielbojma, to w zasadzie materiał na sztukę teatralną. Można by skroić scenariusz na akty według kolejnych wejść protagonisty do baru, ale może jako jednoaktówka, dzięki jedności miejsca i czasu, sprawiłaby się lepiej. W przeciwieństwie jednak do Śmierci Zygielbojma jest to również dobry, kameralny obraz do studiowania w kinie.
Za filmem stoi Daniel Bruhl, który jest odtwórcą jednej z głównych ról oraz reżyserem. Jako aktor dorobił się bogatej filmografii, kojarzymy go z Good bye Lenin!, Bękartów wojny czy Lekcji marzeń, natomiast Po jedenaste: znaj sąsiada swego stanowi jego debiut reżyserski. I trzeba przyznać, że jest całkiem niezły, bo jego reżyserię można porównać do najlepszej dyrygentury, która panuje nad partyturą, a to podkręcając tempo, a to pauzując na dłuższą chwilę, by pozwolić opaść emocjom odbiorców oraz oczyścić przestrzeń ze wzburzonych głosów, dać miejsce kolejnej eksplozji. I choć leitmotiv rządzący kompozycją utworu, czyni go nieco przewidywalnym, wiemy, że bohater nie dojedzie na lotnisko, tylko będzie wracał i wracał do baru, by znów skonfrontować się z coraz to nowszymi faktami na temat swojego życia zebranymi przez jego wścibskiego sąsiada.
A jednak kolejne sceny przynoszą element zaskoczenia, bez którego ta dramatyczna przecież sytuacja (bohater dowiaduje się nie tylko, że jest nędznym aktorem, a jego żona go zdradza, ale przede wszystkim o tym, że ma sąsiada stalkera, wiedzącego wszystko o ich życiu) nie zyskałaby komediowej nadbudowy.
Nieoczywisty wydaje się sąsiad Bruno, który przyznaje, że pracuje na infolinii bankowej, i jak się okazuje, nie ma oporów, by sprawdzać historię transakcji znajomych, bez ich polecenia (np. w przypadku zagubienia karty). Za przekazane informacje, które mogły być elementem szantażu, nie chce pieniędzy, chyba nic nie chce. Trudno ocenić jego motywacje. Chce „poratować” Daniela, bo sam był przez 9 lat zdradzany przez żonę? Czy kierują nim pobudki zawiści, ponieważ nie mieszka w pięknym mieszkaniu, z prywatną windą, nie robi kariery zawodowej, nie ma fanów – generalnie nie ma tak świetnego życia? Albo dlatego że zajmują mieszkanie niegdyś należące do jego ojca? Czy śledzenie życia sąsiadów to po prostu jego pasja?
Nie ulega jednak wątpliwości, że po tym spotkaniu w barze, życie Daniela nie będzie takie jak wcześniej – nie tylko z powodu wyprowadzki. Choć trudno mu przychodzi przyznanie się do tego, Bruno podkopał jego pewność siebie, zaufanie do żony, przyjaciela i w ogóle ludzi. Czy to satysfakcjonująca nagroda dla Brunona, który, mając za sobą doświadczenie ze Stasi i wspomnianą już zdradą małżeńską, lubi niszczyć innym życie?
Film zapada w pamięć, miejscami wbija nas w fotel, zaskakując i bawiąc nieoczywistymi dialogami i zachowaniem. W każdej scenie czujemy niepokojącą i duszną atmosferę niemal pustego baru i personelu, który nie wydaje się tym, kim jawił się na początku. Dobrze rozegrana i wyreżyserowana sztuka (filmowa).