Kto pamięta te momenty, gdy kolejny ząb zaczynał się ruszać i wreszcie po paru tygodniach udawało się go bez większego bólu wyrwać? Te nowe szczerbate uśmiechy, których zaistnienie zbiegało się z przedszkolną sesją fotograficzną? Kto pamięta te pojemniki (u mnie kieliszek), w których rodzice gromadzili nasze mleczaki?
Zęby te z czasem zdawały się zmieniać barwę, kształty, być coraz obce, aż trudno było uwierzyć, że znajdowały się w naszej w buzi. Stawały się abiektami, czymś fascynująco-wstrętnym: częścią nas, która wraz z wyrwaniem przestawała do nas należeć. W zamian za ząb pojawiał się upominek. Tym atrakcyjniejszy, im większe cierpienia towarzyszyły pozbywaniu się uciążliwego zęba (może dlatego pamiętam tylko jeden: mały ogrodnik – lalkę z uniwersum Barbie, która miała ulżyć po wyrwaniu zęba z ropniem). Brak prezentu – rozczarowanie jak wtedy, gdy nic się nie znajdzie pod choinką w wigilijny wieczór. Może z jedną różnicą: przy zębach wiemy, że za prezentami stoją rodzice, a nie magiczne postaci. A może to już się zmieniło i obecnie dzieci wierzą we Wróżki Zębuszki? Kim one zatem są?
Po odpowiedź sięgnijmy do niemiecko-luksemburskiej animacji Caroline Origer i Silji Clemens. Z niej bowiem dowiemy się, że nie każdy może zostać Wróżką Zębuszką. Trzeba przejść szkolenie i zdać egzaminy. Nie są one łatwe, należy wykazać się umiejętnością wyczarowania wymarzonego prezentu dla dziecka. Pewnej wróżce o imieniu Violetta w ogóle to nie wychodzi, z jej czarów wyłaniają się jedynie kwiaty. Mimo to nie poddaje się i by udowodnić, że nadaje się na Zębuszkę, kradnie klejnot teleportacji (są one owocami uprawianych kwiatów) i przedostaje się do ludzkiego świata. Zadaniem Zębuszki jest przybycie do właściciela zęba, wyczarowanie mu prezentu i zabranie zęba schowanego pod poduszką, dzięki któremu wróżka może wrócić do swojego świata. Violetcie to się nie udaje, nie tylko nie znajduje zęba i jego właściciela, ale też tłucze klejnot umożliwiający teleportację. Wróżka utknęła w ludzkim świecie, a Sammy, posiadacz zęba, budzi się rozczarowany brakiem prezentu. Dopiero wyrwanie kolejnego zęba pozwoli chłopakowi otrzymać prezent – wyczarowany przez właściwą wróżkę – a Violetcie klucz do portalu prowadzącego do magicznego świata.
W filmie rozgrywa się jeszcze jeden dramat. Dotyczy nastoletniej Maxie, która musiała opuścić rodzinny dom, by przeprowadzić się z matką do ojczyma i jego dwóch synów. W adaptacji w nowym miejscu nie sprzyja tęsknota za porzuconym ogrodem ze starym drzewem, docinki ze strony nowych braci oraz… nieokrzesana wróżka Violetta, która swoją niezdarnością ciągle pakuje tę dotąd nieproblemową dziewczynę w kłopoty. Choć to sprawia, że Maxie coraz mniej może liczyć na zrozumienie ze strony rodziny, między nastolatką i wróżką rodzi się przyjaźń, bez której szczęśliwe zakończenie nie mogłoby mieć miejsca.
Co cenne, Wróżka Zębuszka poza odwołaniem do magicznego, choć dobrze znanego rytuału związanego z utratą mleczaków oraz podejmowaniem uniwersalnych tematów jak wartość przyjaźni czy rodziny, pokazuje również współczesne problemy związane z kruchą relacją człowiek-natura i dominującym zjawiskiem monetyzacji obszarów przyrody. Ich ochrona dla władz miasta i inwestorów wydaje się nieekonomiczna, przeszkadza bowiem w zarabianiu pieniędzy, jakie przyniosłyby w tym miejscu realizacje deweloperskie. Czy jednak ten wątek został na tyle wyraźnie nakreślony, że mali widzowie wyszli z kina ze zwiększoną wrażliwością na ochronę przyrody? Mam poczucie, że jego marginalna rola dla fabuły sprawia, że refleksje duchowo-moralne o wartości przyrody przegrywają z konsumpcjonistycznymi marzeniami o spotkaniu z Wróżką Zębuszką, która spełnia dziecięce pragnienia.
Ocena: 6/10
Tekst ukazał się „Ińskie Point” nr 3-4/2023