Księżniczka Bari – Hwang Sok-Yong

Hwang Sok-Yong dał mi się poznać przez niesamowitą, ekokrytyczną powieść Znajomy świat, która wraz ze Człowiekiem o fasetkowych oczach Wu Ming-yiego stanowiły przedmiot mojego konferencyjnego wystąpienia o dalekowschodniej literaturze antropocenu. W kategorii książek o problematyce antropologii śmieci – te dwa tytuły stanowią najciekawsze realizacje tematu.

Pozostaje się cieszyć, że obecność tego koreańskiego kandydata do literackiej nagrody Nobla na polskim rynku nie skończyła się na tej jednej książce. Wcześniej Kwiaty Orientu wydały jego zbiór opowiadań, natomiast kolejne jego powieści ukazują się nakładem wydawnictwa bo.wiem. Ominęła mnie lektura O zmierzchu, za to z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Księżniczkę Bari.

To paraboliczna powieść o tragicznej historii rozpadu Korei na dwa państwa z elementami realizmu magicznego. To szeroka czasoprzestrzennie opowieść o dziewczynie z niezwykłym darem, a zarazem z klątwą, która odbiera bohaterce najbliższych i rzuca przed nią wyzwania. Może jawić się jako wybawicielka, a nawet przypominać Matkę Boską. A zarazem jako jedyna ocalała z rodziny, której w nowym kraju udaje się dość szybko spłacić długi przemytnikom i znaleźć dobrą jak dla imigrantek pracę, a nawet stworzyć nową rodzinę… Może wydać się szczęściarą, mimo tych wszystkich doświadczeń.

Autor tworzy fascynującą powieść, w której z zapartym tchem śledzimy losy Bari, najmłodszej siedmiu córek, z nadprzyrodzonymi zdolnościami odziedziczonymi po babci. Tu dzieje się wszystko, co może oferować atrakcyjna powieść popularna: saga rodzinna na tle wojny, ucieczka, śmierć, klątwa, migracja, miłość, rozdzielenie… itd. Choć powieść liczy nieco ponad 200 stron – dałoby się z tego zrobić niezły serial.

Dla mnie w tej historii najciekawsze są dwa obrazy. Po pierwsze tło historyczne pokazujące, co się działo podczas rozdziału Korei, na poziomie zwykłych ludzi – nie politycznych i militarnych działań. Czytamy, jak znalezienie się po niewłaściwej stronie potrafiło rozdzielić rodziny na zawsze (znamy analogiczną historię z podziałem Niemiec, z tą różnicą, że po kilku dekadach doszło do zjednoczenia i rodziny mogły się znów spotkać – w Korei wciąż jest to niemożliwe). Obserwujemy, jak próbowano uciekać do Chin, a także jak organizowano przemyt do Europy, gdzie migranci musieli spłacać przemytników, często do końca życia, ze względu na niskie zarobki. Bari tutaj się poszczęściło. Dzięki pracowitości oraz nadprzyrodzonym umiejętnościom pozwalającym zajrzeć we wspomnienia swoich klientów, stała się cenioną masażystką otrzymującą zlecenia od zamożniejszych ludzi. Mimo to nie mogła czuć się bezpieczna i spokojna, wszak jej pobyt tutaj nie był legalny. I to jest ten drugi obraz, który mnie w tej historii wydał się najciekawszy, czyli doświadczenia migrantów (nie tylko z Korei) w Londynie. Protagonistka w tym całym przeklętym życiu miała dużo szczęścia, czego nie można powiedzieć o jej współlokatorkach, sąsiadach, znajomych z podróży, wciąż uwikłanych w długi wobec przemytników i pracujących za nędzne stawki, kryjących się przed nalotami urzędników weryfikujących legalność pobytu i zatrudnienia, z wiecznym lękiem wobec tego, komu można zaufać, a wreszcie wchodzących w podejrzane interesy mafijne czy szukający ucieczki w używkach. Dostajemy wielokolorowy portret multikulturowej migranckiej społeczności w Londynie, który zarazem jawi się w ponurych czarno-białych barwach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *