Autor: Witold Gombrowicz
Mam ambiwalentne uczucia wobec tej książki. Trudno jest mi ją ocenić, ponieważ zarazem jest to świetna krytyka systemu państwa, jak i totalna grafomania. Zapominając o opisie, w którym wspomniano, że Gombrowicz krytykuje totalitaryzm, czytając o szkolnym życiu, do którego zostaje wrzucony 30-letni mężczyzna, w świecie Ferdydurke widziałam pewne podobieństwo do Roku 1984. Tylko na początku, później akcja potoczyła się w nieco innym kierunku.
Forma, którą wyłożył autor jest niebanalna i bardzo obca od form nam znanych. Nie trudno odnieść wrażenie, że Gombrowicz fascynował się słowem, czasem można stwierdzić, że zdrobnienia i brzmienie poszczególnych słów, najczęściej były części ciała (pupcia, łydka, gęba), pobudzały autora, że dopóki nie osiągnął szczytowania, nie zszedł z powtarzania słowa i nie powrócił do bieżącej akcji. Poprostu onanizował się słowem.
Wszelkie abusurdy i komizmy niosły ze sobą w tle tragizm. To tak trochę jak z zachowaniem upitych osób, które zaczynają się bawić i wygłupiać, co może śmieszyć, a trzeźwe osoby z boku widzą, co alkohol z człowiekiem wyprawia i straszne, kiedy bez niego tych samych osób nie stać na takie wyluzowanie.
Ferdydurke Gombrowicza jest warta uwagi ze względu na formę groteski, która jest trochę dziwnym, a na pewno trudnym do zrozumienia utworem, ale przez to intrygującym. Nie bez powodu zbiera tak kontrowersyjne opinie.
Ocena: 2-6/6