Autor: Charles Brokaw
W ostatniej dekadzie na księgarskich półkach królują tytuły z kodem. Zapoczątkował to Dan Brown publikując bestsellerowy Kod da Vinci, którego wielbiciele następnie zaczęli poszukiwać podobne thrillery. A jaka treść bardziej rzuca się w oczy niż tytuł? Od niego zależy, czy czytelnik w ogóle zwróci uwagę na książkę i weźmie ją do ręki. Czytałam już wiele Kodów, ostatnio parodię powieści Browna, teraz przyszła kolej na Kod Atlantydy.
Głównym bohaterem jest profesor lingwistyki Thomas Lourds, który przyjeżdża do Aleksandrii, gdzie ma wziąć udział w programie BBC. Tam przez przypadek trafia na dzwonek z napisem o nieznanym mu języku. Wkrótce zostaje on skradziony, a profesor wraz z piękną prezenterką Leslie wpadają w tarapaty i są gonieni przez gang morderców. W tym czasie Julia, koleżanka profesora odnajduje talerz z tajemniczym napisem, podczas pracy zostaje zamordowana, a talerz skradziony. Jej siostra Natasza, która jest policjantką bierze sprawy w swoje ręcę i za wszelkę cenę chce pomścić zabójstwo siostry. Kiedy poznaje profesora Lourdsa postanawia go śledzić i z jego pomocą znaleźć zabójców. Równolegle obserwujemy działania kardynała Muraniego oraz ojca Sebastiana w Watykanie, które mają prowadzić do odkrycia zatopionej Atlantydy.
Akcja porywa czytelnika od pierwszych stron. Nie ma chwili spokoju, od razu poznajemy dwa fronty, wiemy, że świeżo poznanemu bohaterowi grozi niebezpieczeństwo, choć nie znamy tego przyczyny. Nie da się ukryć, że Brokaw inspirował się powieściami Browna, bo kreacja bohaterów i wątek religijny w powieściach obu pisarzy mają ze sobą wiele wspólnego. Czytałam z fascynacją, bo poznawałam bliżej obce mi dotąd problemy nauki i historii. Choć pojęcie Atlantydy nie jest mi obce, to wszelkie teorie wokół niej są mi nieznane. W sumie takie książki są dobre pod tym kątem, że poruszają rzeczywiste problemy z konkretnych dziedzin, a autor sugeruje swoją wersję ich rozwiązania, choć wcale nie musi być jej zwolennikiem. Proszę pamiętać, że choć w wielu przypadkach powieści pokrywają się z poglądami czy nawet życiem pisarza, to najczęściej one są wykreowane na potrzeby książki. W każdym razie chciałam powiedzieć, że dzięki takim książkom czytelnik może zainteresować się poruszonym problemem i bliżej zainteresować się np. Ostatnią Wieczerzą Leonarda da Vinci czy zatopionym kontynentem.
Nie mogę powiedzieć, że czytało mi się przyjemnie, ponieważ błędów interpunkcyjnych, literówek i gramatycznych było niemiara. Przez to treść traciła na logice. A tak swoją drogą chciałabym wiedzieć na jakiej podstawie autor twierdzi, że wilgoć zabija bakterie i grzyby? Przez takie hasła cała wszelkie teorie w książce tracą na wiarygodności i mam wątpliwości, czy cokolwiek co przeczytałam ma coś z rzeczywistymi badaniami naukowymi wspólnego.
W ocenie uwzględniam zarzuty z poprzedniego akapitu, ale pomijając oprawę językową, książka jest dobra, nie ma chwili na nudy.
Ocena: 4,5/6
„Nie mogę powiedzieć, że czytało mi się przyjemnie, ponieważ błędów interpunkcyjnych, literówek i gramatycznych było niemiara. Przez to treść traciła na logice”-mam dokładnie taki sam problem, tylko że z Twoimi tekstami, co najśmieszniejsze, nawet w zdaniu o czyichś błędach, sama zrobiłaś kilka własnych. Gratuluje
Taka skromna różnica: tekst książki w wydawnictwie przechodzi przez korektorów, których zadaniem jest poprawienie błędów i dopilnowanie by tych błędów nie było. Poza tym ludzie za przeczytanie książki płacą, teksty mojego bloga mają za darmo.