Hazard po brytyjsku i rosyjsku

Nie jestem hazardzistką, potrafię kontrolować ewentualne pokusy zagrania w coś o dużą stawkę. Jeśli mam szaleć to tylko w grach wirtualnych, gdzie nagrody i straty nie mają przełożenia na rzeczywistość, poza stratą czasu. I mogę powiedzieć, że w tegoroczne wiele czasu właśnie straciłam na gry karciane na… kurniku. Tak, może to wstyd przyznać. Przez lata staram się tam nie zaglądać, bo jak zacznę grać i walczyć o ranking, to w pewnym momencie odkrywam, że z południa stał się środek nocy. Dobra, aż tak może nie, bo jednak mam nad tym jakąś kontrolę, ciągłe wpatrywanie się w zielone okno w pewnym momencie zaczyna być nieznośne dla oczu. W każdym razie bym nie zajrzała, gdyby pewien znajomy mi nie marudził, że się nudzi (tak, znowu o tobie piszę ;-)). Nie było to jednak takie bezmyślne granie, bo równocześnie obserwowałam wiele dziwnych zachowań, o których nie będę się rozpisywała, bo Nonsensopedia zrobiła to za mnie.

Piszę o hazardzie, bo był on tematem dwóch ciekawych książek, które przeczytałam w ostatnim miesiącu. Zanim do nich przejdę, chcę na marginesie wspomnieć, w mojej grupie seminaryjnej jest student, który pisze magisterkę o grach hazardowych w literaturze rosyjskiej, głównie koncentrując się na Dostojewskim. I wiecie, tylko czekam, aż pojawi się okazja, by mu podrzucić nowe tytuły. Te dwie książki przekonały mnie, że to musi być fascynujący temat na pracę naukową.

Gracz Aleksandra Potiomkina nawiązuje do autobiograficznych wątków Dostojewskiego. Ałtynow jest tytułowym bohaterem, który poniekąd robi to, co robił Dostojewski. Tworzył dzieła by zarabiać pieniądze. O ile Dostojewski pisał w szybkim tempie książki, by mógł spłacić dług, o tyle Ałtynow zdaje się być człowiekiem, który nie tylko lubi kreować życiowe scenariusze, doprowadzając do ślubu z współpasażerką z przedziału lub zmieniając trasy pociągów, ale też nie chce dostosować się do rzeczywistości. Czuje potrzebę kontrolowania jej i może żyć tylko w szaleństwie gry, jak sam mówi o sobie:

Jestem niewolnikiem! Wasalem! Więźniem hazardu!(…) Jak dla ryby woda (…), tak ja mogę żyć (…), być szczęśliwym (…) tylko w grze, odgrywając role na granicy skrajnego ryzyka, po to żeby wciąż i wciąż wygrywać. [s. 243]

A pieniądze wygrywa jakby przy okazji i tylko po to by znów móc grać i realizować swoje „sztuki”, których podczas 24-godzinnej podróży pociągiem wymyślił kilkanaście, przy tym zmieniając diametralnie losy kilkudziesięciu pasażerów. Ałtynów jest uzależniony od grania, ale w znaczeniu odgrywania roli. Aby być przekonującym w tak różnych scenach, przybierając tak wiele odmiennych tożsamości, trzeba posiadać wiedzę. Ałtynow okazuje się być oczytanym mężczyzną, który tak jak uwodzić kobiety, potrafi wystawić przekonującą diagnozę lekarską i udawać początkującego gracza w  karcianych rozrywkach, co pozwoli mu oszukać szulerów.

Przyznam się, że nie spodziewałam się takiej intrygującej historii, rozgrywającej się w jednym miejscu i dniu. Umieszczenie tak złożonej fabuły w pociągu może nasuwać skojarzenia ze znanym filmem ze Zbigniewem Cybulskim. Klimat obu opowieści jest dość podobny, co przekłada się na to, że film dobrze się ogląda, jak i książkę Aleksandra Potiomkina dobrze się czyta (zaczęłam w nocy i nie przestałam, aż doszłam do ostatniej strony).

Nie sięgnęłabym w ostatnim czasie po Gracza, gdyby nie książka brytyjskiego pisarza, Lawrence’a Osborne’a Ballada o drobnym karciarzu. Tytułowy karciarz jest równie barwną postacią, jak Ałtynow, choć w przeciwieństwie do Rosjanina, nie grzeszy taką kreatywnością. Doyle jest hazardzistą, który potrzebuje od czasu do czasu wygrać, po to by móc przegrywać. Twierdzi nawet, że każdy prawdziwy hazardzista uwielbia tracić kupę pieniędzy, że to właśnie nie o wygrywanie chodzi, lecz o przegrywanie. Czego konsekwencją jest niewydolność finansowa, z którą po namiętnym wieczorze z pewną królową pokera staje się coraz bardziej dotkliwa. Doyle pokazuje, że same pieniądze nie mają znaczenia, liczy się tylko gra.

I muszę przyznać, że miałam problem ze zrozumieniem (albo akceptowaniem?) emocji, które targają bohatera. Bo o ile Ałtynow był dla mnie szalonym artystą, o tyle Doylem kierują płytkie motywacje,  co utrudnia mi szanowanie, podziwianie lub fascynowanie się tą postacią. Nie mogę jednak zarzucić tego, że karciarz był nudnym człowiekiem, bo jak może być nudny ktoś pokroju ludzi, którzy mocno trzymają się swoich zasad, a o wyznawanym przez nich systemie wartości najlepiej mówi zdanie:

„Jeśli chcesz, możesz mnie okraść. Ale nie wolno ci u mnie żebrać. Niczego ci nie dam.” [s. 145]

Ich stosunek do życia był na swój sposób zaskakujący i frapujący, jednak nie na tyle, bym po lekturze tej ballady pamiętała wybrane szczegóły dotyczące bohaterów i sytuacji, w jakich zostali uwikłani. Pisząc o niej, musiałam sobie odświeżyć ostatni rozdział, a zacytowanie wyżej zdanie po prostu zaznaczyłam fiszką podczas lektury. O proszę, pod kolejną fiszką krył się kolejny ciekawy fragment dialogu, o którym w ogóle nie pamiętałam, a też określa specyfikę myślenia tych ludzi:

– Ta przeklęta kobieta mnie rujnuje! Pół miliona co wieczór. Puszcza mnie z torbami, a wszystko dlatego, że myśli, że mam kochankę.
– A ma pan kochankę?
– Oczywiście, że mam. A czy psy mają ogony? Ale ona to wykorzystuje. Oczywiście sam też gram, ale z umiarem. Nie wykorzystuję nikogo oprócz swoich lokatorów. [s. 224]

Graczu czekałam na kolejne spontaniczne spektakle, jakie staną się dziełem Rosjanina. W Balladzie… mogłam jedynie zastanawiać, czy kiedyś wydarzy się coś, co odsunie karciarza od nałogu. Cóż, odpowiedź na to pytanie niezbyt mnie usatysfakcjonowała. Odnoszę wrażenie, że w Graczu, choć objętość tej książki jest trochę mniejsza od powieści Osborne’a, dzieje się po prostu więcej i jest ciekawiej. Aż sama nie wierzę w to, co piszę, bo dotychczasowe moje doświadczenia z literaturą rosyjską zwykle stawiały ją poniżej każdej innej. Tym bardziej się cieszę, że na półce czeka na mnie jeszcze Biurko Potiomkina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *