Z Zofią Kossak mam niemiłe wspomnienia, kiedy w ramach gimnazjalnego kanonu lektur przeczytałam Bursztyny. Przeczytałam to chyba za dużo powiedziane, bo z książki poza niejaką kolumną Chopina nie pamiętam nic. Nie wiedziałam, czego dotyczy dana książka. Dlatego nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek później z własnej nieprzymuszonej woli sięgnę ponownie po książkę Kossak. Błogosławiona wina jest najczęściej wznawianą powieścią Kossak, to też dlatego na nią zwróciłam uwagę, bo zaintrygowała mnie ładną okładką, podczas wizyty w księgarni na dziale powieści historycznych. Przeczytałam widniejący opis i stwierdziłam, że może być interesująca. Nie kupiłam jej, bo miałam stare wydanie w domu.
Opisywana historia jest ponoć autentyczna. Pewien schorowany Mikołaj Sapieha, który jest wojewodą litewskim i właścicielem Kodnia, podczas wizyty w Rzymie zostaje cudownie uzdrowiony. Stało się to przed obrazem Matki Bożej Gregoriańskiej, dlatego ów książę chce ten obraz zabrać do Kodnia, gdzie codziennie mógłby oddawać dziękczynną cześć za uzdrowienie. Papież Urban VIII nie wyraża zgody, w związku z czym Sapieha wykrada ten obraz przekupując zakrystiana. Kończy się to ekskomuniką Sapiehy.
Widać w tej powieści podobieństwo do Potopu Sienkiewicza. W obu występuje kult Maryjny, który zostaje wynagrodzony cudem (obrona pod Jasną Górą). Mikołaja Sapiehę można zestawić z Kmicicem – oboje bohaterów przechodzi przemianę, żałują swoich czynów i z barbarzyńcy stają się gorliwymi pokutnikami. Zresztą postać z rodu Sapiehy też pojawia się w Potopie, jest to Paweł Jan Sapieha, który należy następnego po Mikołaju pokolenia.
Historia należy niewątpliwe do ciekawych, szczególnie kiedy faktycznie miała mieć ona miejsce, jednak to tylko tyle, co przemawia za pozytywami książki. Pióro Kossak nie należy do łatwych i przyjemnych, co często się zdarza u polskich pisarzy historycznych jak np. wspomniany Sienkiewicz. Choć jak już mam porównywać między tymi twórcami, to Kossak nie umywa się do Sienkiewicza, o czym świadczy przyznanie literackiej nagrody Nobla właśnie jemu, a nie Zofii.
Historia należy niewątpliwe do ciekawych, szczególnie kiedy faktycznie miała mieć ona miejsce, jednak to tylko tyle, co przemawia za pozytywami książki. Pióro Kossak nie należy do łatwych i przyjemnych, co często się zdarza u polskich pisarzy historycznych jak np. wspomniany Sienkiewicz. Choć jak już mam porównywać między tymi twórcami, to Kossak nie umywa się do Sienkiewicza, o czym świadczy przyznanie literackiej nagrody Nobla właśnie jemu, a nie Zofii.
Ocena: 3,5/6
Uwielbiam Kossak i kocham Sienkiewicza! Dla mnie Pióro kossak czy sienkiewicza jest lżejsze niż te czytadła. Pozdrawiam.
cyt: „…Sapieha wykrada ten obraz przekupując zakrystiana. Kończy się to ekshumacją Sapiehy.” To oczywista pomyłka. Chodzi autorce artykułu o ekskomunikę.
Święta racja. Już poprawiam.
To smutne, ze wypowiada sie paani z taka nonszalancje. „Błogosławiona wina jest najczęściej wznawianą powieścią Kossak, to też dlatego na nią zwróciłam uwagę, bo zaintrygowała mnie ładną okładką, podczas wizyty w księgarni na dziale powieści historycznych. Przeczytałam widniejący opis i stwierdziłam, że może być interesująca. Nie kupiłam jej, bo miałam stare wydanie w domu.
A wiec ksiazka lezala zakurzona i dopiero siegnela pani po nia, bo w witrynie miala ladna okladke? I stwierdzieie, ze jest „najczesciej wyznaniowa powiescia” tez nie okresla ksiazki. Krytykowac jezyk Zoffi Kossak przez osobe, ktora nie wie co pisze to bardzo smutne. I pomyslec ze jest pani wspolzalozycielka grupy Slaskich Blogerow Ksiazkowych.
Radze przemyslec zawsze swoje wypowiedzi, bo pozniej sie nie tylko kompromituje, ale innych rozdraznia.
Nie wiem, dlaczego zainteresowanie się dotąd mi osobiście nieznanym tytułem przez ekspozycję w księgarni, a dokładniej przez okładkę książki, która przyciągnęła mój wzrok/moją uwagę – miałoby być czymś złym. Jestem wzrokowcem i zwracam uwagę na książki, które mają intrygującą oprawę, co nie znaczy, że po niej oceniam treść książki. Dopiero później odkryłam, że mam tytuł w domu (posiadając przeszło 2 tysiące woluminów, z czego nie całą połowę miałam w ręce więcej niż raz [przy spisywaniu książek], nie da rady pamiętać o wszystkich kurzących się tytułach na półkach).
I przepraszam, ale chyba przez niechlujstwo językowe Pani komentarza (wystarczyło tylko raz przed publikacją przeczytać komentarz, aby zredukować liczne literówki) nie jestem pewna, o jakie stwierdzenie naprawdę chodzi w tym cytacie: „najczesciej wyznaniowa powiescia”. Nie napisałam nigdzie, że powieść jest wyznaniowa, więc domyślam się, że chodzi o „najczęściej wznawiana powieść”. Proszę doprecyzować, co jest niewłaściwego w tym określeniu, które oddaje fakty z rynku wydawniczego.
Wiem, o czym piszę i dlatego mam prawo powiedzieć, że język Kossak mi nie odpowiada (w końcu nie każdemu musi on pasować) i nie jest tak plastyczny, jak u Sienkiewicza (mam prawo preferować inny styl pisania).
I nie rozumiem, co moje teksty mają mieć do mojej działalności w blogosferze i współpracy z innymi blogerami.
Jestem otwarta na krytyczną dyskusję. Będę wdzięczna za przemyślenie swoich zarzutów względem mojego postrzegania tekstu i ewentualnie (jeśli takowe też są) grupy, którą założyłam i planuję rozwijać, bo pomysłów mi na to nie brakuje. 🙂
Pani się uczy pisać i niestety ma z tym niemałe problemy. W tekście występują liczne błędy, czego nie będę Pani wytykać, ponieważ nie po to zajrzałam na tę stronę. Podam jeden przykład, żeby nie być gołosłowną: „toteż” powinno być razem. Dlaczego wytyka Pani komuś niechlujstwo językowe, skoro sama pisze Pani tak sobie i w dodatku z błędami stylistycznymi (oraz ortograficznym).
Zaczynamy się tutaj zapętlać. Powtarza Pani mój komentarz. Wytknęłam niechlujstwo językowe osobie, która robiła uwagi mojemu tekstowi. Dlaczego Pani nie zada takiego pytania tej osobie, która sama krytykując czyjś tekst, nie potrafi dać wzoru na tekst poprawny?
Każe mi się Pani tłumaczyć z czegoś, a to absurd. Nie czytam komentarzy, ponieważ nie po to tu zajrzałam. Rozumiem, że Pani nie znosi krytyki i nie zamierza Pani pracować nad swoim stylem, zatem moje uwagi są daremne.
Nikt nikomu nie każe się tutaj tłumaczyć. To były pytania retoryczne. Czyni Pani zarzuty do moich komentarzy, potem stwierdza, że ich nie czyta… (schizofrenia?). Zamiast pomyśleć nad sensownością uwag (ocenianie mojego obecnego warsztatu na podstawie tekstu sprzed paru lat jest raczej mało rzetelne), lepiej zarzucić mi brak umiejętności przyjmowania krytyki…