Rowling po cyklu książek o Harrym Potterze postanowiła napisać powieść dla dorosłych. W końcu pokolenie Pottera wydoroślało. Zatem nic dziwnego, że była to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Sama z niecierpliwością czekałam, aż Trafny wybór trafi w moje ręce. I choć trafił dwa dni przed premierą, z powodu obowiązków, lektury doczekał się dopiero podczas świąt. Miała to być cudowna lektura w leniwy pierwszy dzień świąt. Miała być.
Po tylu zachwycających opiniach krążących na blogach, forach i nie tylko, moje rozczarowanie jest tak wielkie, że mam wrażenie, że czytaliśmy zupełnie inne książki.
W mojej książce roiło się od błędów wszelakich. Zaznaczam to dlatego, że podczas lektury tak się nudziłam, że zwracałam uwagę na takie szczegóły. Najciekawszym momentem podczas lektury było wypisanie uwag na karteczce samoprzylepnej i naklejanie ich na marginesie. Nie porównałam tego momentu do „zawrotu akcji”, bo nawet w najbardziej sensacyjnej powieści, tyle ich nie było. A i zapomniałabym, dwa razy czytanie Trafnego wyboru zostało przerwane moim dwugodzinnym snem. Najwyraźniej nie udało mi się wtedy przewidzieć punktu kulminacyjnego nudy przed czasem, aby pod byle pretekstem sprzątania, pichcenia czy pisania pracy zaliczeniowej zrobić przerwę. Gdyby nie to, że jest to egzemplarz recenzyjny i wiele osób zapewniało, że im bliżej końca tym lepiej, że się wciągnę, jak rozeznam się w postaciach itd., dawno bym już przerwała tę lekturę.
Dobra, prawdą jest, że im bliżej końca tym lepiej, że podnosiła się ocena o pół stopnia. Kiedy rozeznałam się w postaciach, wcale nie wciągnęłam się w fabułę, której akcja jest dynamiczna jak stojące zimą drzewo, którego liście poruszy czasem podmuch wiatru. Tak, brawo dla bystrych, zimą drzewo liści nie ma. Więc wyobraźcie sobie jak dynamiczna i pełna zawrotów jest akcja w Trafnym wyborze. Ale wrócę do rzeczy, kiedy zaczęłam kojarzyć postacie, związki między nimi itd., dostrzegłam walory tej książki. Mamy tu do czynienia z wnikliwą charakterystyką społeczeństwa. Przez całą powieść poznajemy tak dokładnie poszczególnych bohaterów, że na koniec czytelnik ma pełny portret prawie każdej postaci występującej w Trafnym wyborze. Poruszone zostały tu takie problemy społeczne jak uzależnienie od narkotyków, problem adopcji dziecka, które nie jest już niemowlakiem, prostytucja, rasizm i pogoń za władzą, za wszelką cenę. Szeroki wachlarz aspektów społecznych rozwija się, kiedy trwają przygotowania do kampanii przedwyborczej. Co można zrobić, zmienić, aby zyskać głosy mieszkańców, a zarazem wprowadzić swój plan, dla którego realizacji potrzebna jest władza. Tu objawia się potencjał Rowling i naprawdę mogła być to dobra powieść. (Ba! Miała ona się znaleźć w jutrzejszym rankingu najlepszych książek tego roku!) I pewnie w oryginale taka jest.
W polskiej wersji nawaliła tłumaczka. Skutkiem pospiesznego tłumaczenia są błędy, które nie zostały nawet zweryfikowane przez korektora. Wskutek czego mamy np. taki dwuznaczny dialog:
„-Jak tam interes z biustonoszami, Sammy? Kroczycie przez kryzys z wypiętą piersią?
– Nadal jesteśmy piersi na rynku – powiedziała Samantha.”*
Gdyby to był Gombrowicz to gra słów byłaby oczywista.
Bardzo długo mi zajęło wyobrażenie, w jaki sposób Samantha musiała usiąść:
„Kiedy Samantha usiadła przy stole w kuchni, jej szlafrok się rozchylił, ukazując zarys dużych piersi spoczywających na przedramionach.”**
Dla mnie słowo spoczywający nie jest synonimem podpierający.
Trafny wybór nie był trafną lekturą. Namęczyłam się przy niej bardziej niż przy większości lektur szkolnych. Najnowsza powieść Rowling jest przykładem, jak przyzwoita książka może zostać schrzaniona przez pośpiech i kiepskiego tłumacza (oryginału nie czytałam, ale nie wierzę, żeby Rowling takim językiem pisała). Pozostaje mi zatem czekać na wydanie w lepszym tłumaczeniu albo doszkolenie angielskiego na takim poziomie, abym dała radę czytać w tym języku.
Rozczarowanie roku.
Moja ocena: 2,5/6
* J.K. Rowling, „Trafny wybór”, Kraków, Znak, 2012, s. 95
** J.K. Rowling, „Trafny wybór”, Kraków, Znak, 2012, s.13
Dopisek 4.01.13
Zapomniałam wspomnieć o nowatorskiej formie przedstawienia dygresji. Od pół do półtorej strony tekstu w nawiasie. Najprościej… Ciekawe, że przy Harrym Potterze udało się to zrobić bez nawiasów…
A nie przyszło ci do głowy mały geniuszu, że te błędy były celowe, by przez nie coś pokazać i powiedzieć o bohaterach?
:DDD Dawno się tak nie uśmiałam.
Jasne, dzięki niekonsekwencjom czy brakiem spójności (jak inni czytelnicy zauważyli) mamy do czynienia z superbohaterami, którzy przebierają się za wieszakiem. :DDD A dzięki nieprawidłowej odmianie trudniejszych wyrazów możemy uznać, że narrator/bohater jest analfabetą? No błagam… Teoretycznie, stosowanie archaizmów mogłoby sugerować, że bohaterowie są ze starszej epoki, ale kiedy i oni nie wiedzą, co to jest anewryzm i bardziej dla nich zrozumiałe jest słowo tętniak, to i tu nasza teoria „celowości” się wyklucza.
nic nie rozumiesz. Ksiazki tłumaczy sie w kontekscie całego dzieła, a nie w wymierze 1 zdania. Nie rozumiem, gdzie widzisz błąd w „piersiach na rynku”. Prosze wyjaśnij mi to łopatologicznie. To bardzo ciekawe.
To ciekawe: okazuje się, że gra słów może być zrozumiała u jednego autora, a u innego już nie 🙂
Co do błędów w odmianie, bardzo wymowne jest twoje „dzięki niekonsekwencjom czy brakiem spójności”. Ale nie bądźmy złośliwi… Szczerze mówiąc, nie zauważyłam w tłumaczeniu tego typu błędów. Może jakieś przykłady?
Słowo tętniak pojawia się w tekście kilkakrotnie, więc trudno zarzucać tłumaczce, że nie wie, co to ang. aneurism. Jeśli przyjrzysz się miejscom, w którym tętniak został zastąpiony anewryzmem, na pewno wpadniesz na to, dlaczego zastosowano taki zabieg (a jeśli nie, to podpowiem, bo mam na ten temat teorię)
🙂
Nie zarzucam przecież tego, że tłumaczka nie wie, co to jest anewryzm. Chodzi mi o stosowanie przestarzałych określeń, które dzisiejszemu czytelnikowi mogą być niezrozumiałe. Owszem, potem pada kilka razy słowo tętniak. Na szczęście.
Egzemplarz został w domu, niestety. Więc nie mogę przyjrzeć się tym miejscom. Początkowo myślałam, że akcja powieści ma się odgrywać na przełomie XIX/XX (jeszcze zanim książkę do ręki dostałam). I być może taki był początkowy zamiar autorki. Potem na szybko usiłowała uwspółcześnić. I anewryzm może być tego skutkiem.
Innym celem tego zabiegu może być okazanie wyższości (prestiżu) bohaterów, którzy używają pojęcia z wyższej półki, aby wzmocnić wagę chwili, zrobić większe wrażenie. (to tyle co mi przychodzi do głowy w tym momencie, jak dorwę książkę to pomyślę) 😉
Co do gry słów, najpierw tę literówkę (tu przy okazji odpowiadam na wyżej zamieszczony komentarz, gdzie tkwi błąd) zignorowałam, bo może faktycznie o to chodziło. Ale to nie jest książka, w której autorka bawi się formą i językiem. Przynajmniej ja tego nie dostrzegłam. Dla mnie to jest powieść, gdzie treść jest głównym przekazem, a nie forma. U Gombrowicza, na przykład, zabawę językiem i wyrazami widać od razu.
szczerze mówiąc, nie mam za wiele czasu, by wdawać się w dywagacje i wyajśniać, ale napisze tylko, że autorka chciała pokazać, że są choroby i ich nazwy, które ludzie mylą i trudno im to nawet wymówić. W polskim języku jest to np. osteoporoza. Znam ludzi nawet po studiach, którzy przekręcają nazwę tej choroby. Być może w angielskim jest to właśnie tętnaik. I o to chodziło. Mój wujek np. ciągle mówi „prostota”, a przeciez wiadomo, że chodzi o prostate itd. itp. Pozdrawiam
Jeszcze jedna uwaga:
spoczywać/spocząć (wg Uniwersalnego słownika języka polskiego PWN) – to „zostać (być) gdzieś położonym, umieszczonym, wspartym na czymś”. Jak chociażby piersi na przedramionach 🙂
W oryginale krytykowany przez ciebie fragment dialogu Samanthy z teściem brzmi tak:
‘And how’s the brassière business, Sammy? Breasting the recession all right?’
‘Business is surprisingly bouncy, actually, Howard,’ said Samantha
Howard roared with laughter.
Zatem mamy tu grę słów, prawda? Nawet dwie! Facet pyta o sklep ze stanikami, używając sformułowania „breast the recession”, czyli nawiązując do biustów. A Samantha dowcipnie mu odpowiada, wplatając w swoje zdanie słowo „bouncy” kojarzące się z podskakującymi piersiami. Właśnie dlatego Howard wybucha śmiechem (no bo z czego miałby tak rechotać, gdyby dialog był zwykłą wymianą uprzejmości?). W polskim przekładzie oba te piersiaste nawiązania zostały zachowane.
Nie trzeba być Gombrowiczem, by bawić się słowami.
Słowo anewryzm najprawdopodobniej zostało użyte właśnie ze względu na rzadkość, z jaką jest obecnie używane. Nie każdy wie, co to anewryzm. Pada w dwóch przypadkach: gdy żona Simona po powrocie ze szpitala mówi mężowi o śmierci B.F. i Simon dopytuje, co to jest ten „anawryzm”. Przekręca słowo, bo go nie zna. Jak miałby zareagować, gdyby żona powiedziała „tętniak”? Przecież każdy głupi wie, co to tętniak. Jak miałby przekręcić to słowo? Dętniak? Tątniak? Po polsku brzmiałoby to zupełnie nieautentycznie.
Drugi raz anewryzm pojawia się, gdy Miles szuka o nim informacji w necie. „Oczywiście kiedy już doszedł do tego, jak się [to słowo] pisze”. Czy facet z wykształceniem prawniczym zastanawiałby się, jak się pisze słowo „tętniak”?
Zatem zgoda, anewryzm trąci myszką, ale nadal figuruje w słowniku języka polskiego, a jego użycie w przekładzie ma swoje uzasadnienie.
Byłoby super, gdybyś zechciała w wolnej chwili zamieścić tutaj resztę tych licznych błędów, które wytropiłaś w przekładzie. Też go analizuję i chętnie porównam nasze spostrzeżenia 🙂
Dzięki za ten oryginalny fragment, bo wiedziałam, że wątpliwości związane z grą słów wyjaśni oryginał. Szkoda, że w polskiej wersji ta dwuznaczność nie wyszła tak jednoznacznie. (tak, wiem, dwuznaczna jednoznaczność brzmi ciekawie), tzn. tłumaczka musiała dwa razy użyć słowa piersi. Ale niech już to zostwię.
I teraz zrozumiałam o co chodziło felicexowi. Faktycznie była sytuacja z „anawryzmem”. Tak swoją drogą nie sądzę, żeby to słowo było tak trudne w brzmieniu, aby nie wiedzieć jak go się pisze. Ale to tak na marginesie.
A co powiesz na „oczy brązowe od wtarcia w nie samoopalacza”. (wybacz, że nie podaję strony, ale jak już pisałam nie mam egzemplarza pod ręką).
„Oczy brązowe od wtarcia w nie samoopalacza”? To rzeczywiście kompletnie bez sensu! Tyle że w książce jest inaczej (więc powinnaś była zrezygnować z cudzysłowu).
W oryginale mamy:
Her distorted reflection was puffy after their sleepless night, her chestnut-brown eyes bloodshot.
A w przekładzie:
„Zniekształcone odbicie ukazało jej twarz, opuchniętą po nieprzespanej nocy, i zaczerwienione brązowe oczy”.
Zaczerwienienie i brązowy kolor (jak wskazuje brak przecinka między tymi dwoma wyrazami) odnoszą się do dwóch odrębnych cech oczu Samanthy: zaczerwienione jest tzw. białko, a brązowa tęczówka. Jak dla mnie zdanie jest ok.
Dopiero w następnym zdaniu przekładu jest mowa o samoopalaczu:
„Spieszyła się, bo chciała posłuchać rozmowy Howarda z rodzicami, i niechcący wtarła w nie trochę samoopalacza”.
Podsumowując: nie widzę w tym nic złego.
Okej, faktycznie powinnam była wcześniej sprawdzić w książce. Chodziło mi tu bardziej o absurdalność tej czynności. Ale cóż, ludzie robią różne dziwactwa.
Co do spoczynku, dla mnie jest to zrozumiałe jako coś w stanie rozluźnienia (czyli np. duże, ciężkie piersi mogłyby spoczywać na brzuchu).
Niestety, więcej błędów nie wynotowałam w pamięci, zresztą i ona bywa zawodna, jak właśnie przekonałam się. Dziękuję za dobrą argumentację i posłużenie się oryginalnymi cytatami, czego mi brakowało.
Jeszcze mnie interesuje Twoje zdanie na temat formy dygresji. Nie jest ona błędna, ale chyba przyznasz, że nietypowe jest (szczególnie w powieściach) ujęcie tak obszernych fragmentów w nawiasach.
Mnie osobiście te dygresje w nawiasach wcale nie przeszkadzały. Kojarzyły mi się „filmowo”, ze scenami, w których bohater cofa się do swojej przeszłości, wspomina jakieś wydarzenia. W ciekawy sposób wpływały na dynamikę fabuły.
W zasadzie nietypowym rozwiązaniem są tu tylko nawiasy, a nie same dygresje, które w literaturze nie są przecież żadną rzadkością.
Wracając do wcześniejszych kwestii: wtarcie samoopalacza w oczy nie jest żadnym dziwactwem. Samantha po prostu się spieszyła i odrobina kremu przypadkiem dostała się do oczu. Normalka, też często mi się to zdarza, tyle że nie z samoopalaczem. Bo chyba nie odebrałaś tego tak, że kobieta chciała sobie opalić białka? 😉
Spoczywanie czegoś na czymś nie zależy od miękkości ani rozluźnienia żadnej z tych rzeczy. Równie dobrze można spoczywać na brzuchu, jak na przedramionach. Spoczywać na czymś to po prostu leżeć na czymś.
Podsumowując, wydaje mi się, że słowa „nawaliła tłumaczka”, „książka (…) schrzaniona przez pośpiech i kiepskiego tłumacza” oraz „błędy, które nie zostały nawet zweryfikowane przez korektora” są mocno krzywdzące i dla tłumaczki, i dla redakcji. Żaden z podanych przez ciebie przykładów ich kiepskiej pracy nie jest według mnie uzasadniony: dwuznaczny dialog nie był skutkiem pośpiechu i zawarta w nim gra słów była zamierzona, słowo spocząć jak najbardziej pasuje do kontekstu, fragment z samoopalaczem też jest ok (nawet jeśli twoim zdaniem przypadkowe wtarcie samoopalacza w oczy jest dziwaczne, to wystąpiło też w oryginale).
Mi ta książka również się nie spodobała. Takie klimaty nie pasują do tej autorki i nie uda jej się napisać chyba dobrej książki kryminalnej. Może dlatego, że jest jej to pierwsza taka książka. Poczekamy zobaczymy.