Ciężki temat, bo dotyczy sytuacji Żydów (mówiąc najogólniej) w okresie II wojny światowej. Nietypowa forma „opowieści”, bo w formie dramatu, w którym 10 osób stoi przez cały czas na scenie. Brak didaskalii, komentarzy, całą scenę tworzą dialogi aktorów. Każdy z pierwszych aktów ma formę lekcji, gdzie uczniowie mieszani (Żydzi i Polacy, dziewczęta i chłopcy) się przedstawiają, mają wspólne marzenia i cele, śpiewają i recytują kanon dziecięcych piosenek i wierszyków. Dziesięcioosobowa grupa tworzy wspólnotę, której członków spotkał taki sam los. Po skończeniu szkoły szybko musieli dorosnąć, z powodu wojny.
Na samym początku byłam zachwycona formą, później zaczęła mi przeszkadzać obecność zmarłych na scenie, no bo jak, nie żyją, czy ich śmierć była imitacją? Z drugiej strony od samego początku zauważamy, że na scenie są same trupy, ich kwestie nawiązują do przeszłości, kiedy los ich połączył w szkole, potem częściowo rozdzielił na wojnie, ale wszyscy poza Abramem Piekarzem, który przed wojną wyjechał do Ameryki, są skazani na przekleństwo. Są uczestnikami tragedii, a ich ich rodziny i potomkowie są spadkobiercami tego fatum.
Moim zdaniem dramat jest mistrzowski, bo za pomocą minimalnej formy nawiązuje do tragedii z 1941 w Jedwabnem i nie tylko, bo podobne zdarzenia miały miejsce gdzie indziej. Słobodzianek przedstawia to, co samymi słowami, komentarzem przedstawić się nie dało.
Nie sądziłam, że już na początku roku przeczytam kandydata na osobistą książkę roku. Ale w końcu nagroda Nike nie jest przyznawana przeciętnym książkom. Nasza klasa Tadeusza Słobodzianka na tę nagrodę w pełni zasłużyła. Do tej krótkiej, ale jakże obszernej pod kątem treściowym lektury zachęcam wszystkich!
Ocena: 6/6
Nie lubię czytać dramatów, ale jak widać z Twojej recenzji – warto. Wbrew opiniom, jak ie krążą wobec Nike ( upolitycznienie ) tez cenię sobie książki nagrodzone. Do tej pory głównie czytałam „nikowską” prozę, raz zdarzył się tomik poezji Rymanowskiego, pora chyba na dramat.