KNG dzień V i VI: Królewicz Olch, Gnienie, Butterfly Kisses

Ostatni wieczór Kina na Granicy upłynął mi w klimatach teatralnych, ponieważ obejrzałam najnowszy film Kuby Czekaja, który wydaje się być bardziej teatralny niż filmowy. A także postanowiłam skorzystać z okazji i uczestniczyć w spektaklu zatytułowanym Gnienie. Ostatniego dnia wzięłam udział tylko w gali zamknięcia, gdzie został przedpremierowo zaprezentowany film Butterfly Kisses.

Królewicz Olch, reż. Kuba Czekaj

Choć nadal nie potrafię ocenić poprzedniego projektu reżysera Baby Bump, obejrzenie Królewicza Olch uznałam za obowiązkowe. Po drugim pełnym metrażu dostrzegam jakiś dialog między filmami. I rzeczywiście to pozwoliło mi wychwycić pewien styl i tematy, w których porusza się Czekaj. Reżyser potwierdził to, że interesuje go kino autorskie i ma na nie swój oryginalny pomysł. W Królewiczu Olch, podobnie jak w Baby Bump, parę bohaterów stanowią syn i matka. Można nawet dopatrywać się pewnej kontynuacji, ponieważ Czekaj znowu podejmuje temat dojrzewania, tylko bohater jest parę lat starszy od Mickeya House’a. Kreskówki zostają zastąpione poezją Goethego. Zamiast biznesu opierającego się na sprzedaży czystego moczu, są matematyczno-fizyczne eksperymenty, które mogą zaowocować ważną nagrodą europejską – na niej najbardziej zależy matce chłopca. Młodzieniec próbuje wynaleźć sposób na wytworzenie dwóch hologramów dających wgląd do równoległych wymiarów świata. Akcja rozgrywa się między światem rzeczywistym a wyśnionym.
Twórczość Czekaja w moim odbiorze będzie jedyną, której nie potrafię jednoznacznie ocenić, stwierdzić, że są to filmy dobre albo złe, bez wątpienia jednak będę śledzić kolejne jego projekty, bo reżyser jest wyrazistą osobowością, mającą pomysły na kino niekonwencjonalne, trochę poetyckie, oniryczne, trochę kontrowersyjne, ale nie wulgarne. Czekaj ma szanse znaleźć się w grupie reżyserów z wyraźnym stylem, obok Greenawaya, Burtona czy Almodovara.

Gnienie, reż. Marcin Stachoń

To spektakl Grupy Artystycznej Teatr T.C.R., który wcześniej wystawiany był w Tychach. Nie umiem pisać o teatrze, więc powiem krótko – nie podobało mi się. Temat banalny: pragnienia i problemy młodych ludzi. Ogólnie mam problem z aktorami teatralnymi, zwłaszcza młodymi, bo mam wrażenie, że oni częściej się popisują (czy wręcz się drą) niż grają. I tu też granica między grą a popisywaniem się swoją ekspresją była dość cienka. Jedynie czemu z fascynacją się przyglądałam to grze świateł – w takim małym spektaklu one grają największe role, sugerują obecność tego, czego fizycznie na scenie nie ma. Wychodzę  z założenia, że dobra sztuka powinna poruszać. Gnienie takich uczuć we mnie nie wywołało.

Butterfly Kisses, reż. Rafał Kapeliński [premiera 12.05]

Forma tego filmu przywołuje skojarzenia z francuskim klasykiem, również z czarno-białym obrazem, również opowiadającym o młodych chłopcach 400 batów. To nie znaczy, że Butterfly Kisses rzeczywiście czerpał inspirację z kina sprzed pół wieku, bo po rozmowie z reżyserem można wywnioskować, że ten film był niskobudżetowym dziełem z przypadku. Muszę przyznać, że stosunek reżysera do filmu w rozmowie po projekcji, może dać mylny obraz na temat dzieła, które stworzył. Wychodzi na to, że zupełnie przypadkowo udało się Kapelańskiemu wyreżyserować bardzo dobry film. Urzekła mnie ta subtelna, wyrafinowana forma opowiadania o temacie trudnym, problemie otoczonym największą pogardą w społeczeństwie, czyli pedofilii. Co ciekawe, z jednej strony na początku filmu wyczułam, kto będzie stał za tymi pedofilskimi akcjami, o których rozpisują się gazety. Z drugiej strony, wraz z rozwojem akcji opowieści, Jake’a (Theo Stevenson darzymy coraz większą sympatią i zaufaniem. Jesteśmy pełni podziwu, że nastoletni chłopiec tak dobrze potrafi sprawować opiekę nad dziećmi, już bliscy osadzenia go w roli ojca… Kiedy nagle dowiadujemy się, że jest zdolny do tak perfidnej zbrodni. Tu muszę przyznać się, że byłam zaskoczona, kiedy reżyser mówił, że musiał pokazać moment, kiedy chłopiec krzywdzi dziewczynkę – bo ja tej sceny w ogóle nie pamiętam. Pamiętam moment skradania się do mieszkania sąsiadów i później ucieczkę bohatera. Dopiero wypowiedzi kolegów Jake’a uświadomiły mi, co on zrobił, a i tak mam wrażenie, że to tylko podejrzenia pozbawione potwierdzenia. Jest w tym coś osobliwego, że kluczową scenę wyparłam z pamięci…
Butterfly Kisses jest artystycznym kinem, które uwodzi, mimo że porusza się w grząskich, zahaczających o wulgarność, tematach – pornografii, przede wszystkim dziecięcej. Jest kameralną opowieścią o młodych chłopcach mieszkających w blokach, wkraczających w świat dorosłych, którego symbolem, w mniemaniu większości ludzi w tym wieku, jest picie, seks i narkotyki. Pod tym względem wydaje się, że obecne pokolenie młodych ludzi, niewiele się różni od wcześniejszych. Mimo to, nie odczułam, żeby twórcy stworzyli kolejny banalny film o młodzieży – jest w jego realizacji coś wyjątkowego.

Ocena: 7/10

To była ostatnia relacja z festiwalu. Rzeczywiście, Kino na Granicy ma swój wyjątkowy klimat. Przez te sześć dni można było dobrze się osłuchać i oczytać z językiem czeskim i poznać specyfikę Cieszyna – miasta położonego na terenie dwóch państw. Doszłam do takiej refleksji, że mieszkańcy Cieszyna nie tylko podczas festiwalu mają szansę zapoznać się z kinem sąsiadów, ponieważ przez cały rok mogą podejść do mieszczącego się w pobliżu granicy kina Central i zobaczyć, co w czeskiej filmografii słychać, być może zobaczyć filmy, które są dystrybuowane przez Czechy, a nie są przez Polskę – bo to chyba jedyne czeskie kino, gdzie filmy mają też polską wersję językową. Swoją drogą, dowiedziałam się to z jakiegoś czeskiego bloga filmowego, że premiery kinowe mają w czwartki, a nie w piątki. Dla porównania w USA są w środy.
Wstępnie piszę się na jubileuszową edycję festiwalu, ale pod warunkiem, że uda załatwić normalny nocleg na cały pobyt, bo przemeldowywanie zabrało mi wiele energii, którą mogłam spożytkować na oglądanie i pisanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *