Bez słowa wstępu powiem, że Intryga małżeńska nie jest powieścią jakiej się spodziewałam. Czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie – napiszę później. Opis fabuły i okładka są bardzo mylne, gdyż sugerują trójkąt miłosny, jaki miał np. w filmie Miłosna dieta. Wymieniam akurat ten tytuł, gdyż relacje tych bohaterów filmowych były moimi pierwszymi skojarzeniami z książką Eugenidesa. A tu dostajemy zupełnie coś innego.
Pierwsze około 50 stron Intrygi małżeńskiej to intelektualne wprowadzenie do sytuacji życiowej bohaterów, które rzekomo ma wyjaśniać, dlaczego znaleźli się w takim momencie, z takimi ludźmi, w takim miejscu. Nawiązania do współczesnych myślicieli, na ich teoriach i pracach opiera się dzisiejsze badania antropologiczno-kulturowe, w powieści Jeffreya Eugenidesa przywoływały mi Joyce’a i Ulissesa (dziwnym trafem w paczce recenzenckiej książka Eugenidesa była właśnie z Ulissesem). Jednak amerykański pisarz (w przeciwieństwie do Joyce) wykreował fabułę przystępniejszą dla przeciętnego czytelnika, a nawiązania do francuskich myślicieli: Derridy, Baudrillarda, dziewiętnastowiecznych pisarzy: Goethego, Byrona, Austen i postmodernistycznych twórców: Nabokova i Felliniego, były klarowne i bezpośrednie. Charakter i przebieg zajęć z semiotyki, w jakich uczestniczyła Madeleine, były mi bardzo bliskie, celnie oddawały rzeczywiste role wykładowców oraz typ studentów, którzy są uczestnikami tych ćwiczeń. Przez te kilkadziesiąt stron czułam się jak u siebie na uczelni, i ten początek był prawdziwym miodem dla mojej tęskniącej duszy za zajęciami z kulturoznawstwa.
Niestety, później powieść poszła w zupełnie innym kierunku, co nie oznacza wcale, że w nieciekawym (dla mnie niestety, bo te literackie, uczelniane dialogi mogłyby trwać do końca książki). Na etapie kończenia studiów przez bohaterów powieści mamy do czynienia z fatalnym zauroczeniem, które Mitchella prowadzi na wyprawę po Europie i Indiach, gdzie u boku Matki Teresy z Kalkuty opiekuje się chorymi, a u Leonarda przyczynia się ono do uaktywnienia się choroby psychicznej. Madeleine z pewnych pobudek wewnętrznych, które dla czytelnika mogą być nie do końca zrozumiałe, decyduje się na sformalizowany związek z Leonardem. Życie z tak nieprzewidywalną osobą nie jest łatwe, podobnie jak dokonanie wyboru między życiem ponad własne siły z kochaną osobą, mimo iż cierpi ona na psychozę maniakalno-depresyjnej, w wyniku której występują również problemy w sferze seksualnej, a porzuceniem jej, kiedy potrzebuje miłości i wsparcia ze strony najbliższych. I choć decyzja Madeleine jest szlachetna, to chyba nie do końca przemyślana. Bycie z kimś z litości nigdy nie jest dobrym wyborem, bo taka postawa nie pozwoli przezwyciężyć wszystkich trudności, zawsze prędzej czy później jeden z partnerów (dotyczy to zarówno tego miłosiernego, jak i ofiary) ucieknie.
Szukanie celu życia, sensu istnienia to jest główne zadanie, jakie realizują bohaterowie powieści. Potrzebują do tego różnych doświadczeń emocjonalnych: choroba, związek, podróżowanie, misja charytatywna, rodzina, studia i kariera. Prawie wszystkie wymienione kategorie doświadczeń są elementami występującymi w naszym i każdego człowieka życiu, bo przecież każdy z nas przynajmniej raz zapytał się, po co tak właściwie żyje, jaki sens ma życie takiej jednostki?
Tytuł książki Eugenidesa nawiązuje do wiktoriańskich powieści, którymi z pasji zajmuje się Madeleine. Prawie w każdym angielskim romansie z tej epoki zawiązuje się intryga małżeńska, kiedy panna na wydaniu staje przed wyborem kandydata na męża. Nie rzadko, kiedy w tę kwestię wtrąca się rodzina, preferencje i wybory rodziców i córki są zbieżne. Jeszcze częściej w powieściach sama panna nie jest świadoma zainteresowania sobą przez mężczyznę, który jest często obecny przy niej. Tytuł i zakończenie Intrygi małżeńskiej sugeruje, że przez ich wzajemne relacje Madeleine z Leonardem i Mitchellem mają być odzwierciedleniem dziewiętnastowiecznych postaci „…sto lat później”, w epoce po amerykańskiej rewolucji seksualnej, kiedy miłość nie jest wzruszającym ciągiem przyczynowo-skutkowym, a jedynie dyskursem, który w pojmowaniu Barthesa ulega dekonstrukcji i ponownemu odtworzeniu.
Myślę, że lektura wcześniej wydanej w Polsce powieści Przekleństwa niewinności (wówczas pod tytułem Samobójczynie) oraz nagrodzonej Pulitzerem 2002 Middlesex będzie dla mnie uzupełnieniem obrazu twórczości Jeffreya Eugenidesa.
Ocena: 4,5/6
Inspiracja: Z powieści zanotowałam kilka wspomnianych tam tytułów modernistycznych i postmodernistycznych myślicieli i pisarzy – koniecznych do przeczytania.
„Przekleństwa niewinności” w mojej opinii nie są już tak dobre. Za to „Intryga…” – wspaniała! Również czułam się jak na uczelni i z prawdziwym maniactwem zaznaczałam kolejne znajome cytaty, tęskniłam do intelektualnych rozmów i czytałam w książce siebie:) Podobała mi się chyba bardziej niż Tobie, bo oceniłam ją bardzo hurraoptymistycznie i długo po lekturze wszystkich do niej namawiałam, choć mam świadomość, że nie każdy odbierze ją tak osobiście.
Ja sporo tych wymienionych w książce tytułów dodałam na listę konieczności do przeczytania, bo wiem, że przydadzą też mi się na studiach.
Natomiast nie oceniłam jej tak wysoko, bo potem mi brakowało tych nawiązań i literatury.