Zamieściłam kadr z filmu Patch Adams, który z pewnością wielu widzów zaskoczył, rozśmieszył lub może zażenował. Architektura portalu tej kliniki ginekologicznej jest może absurdalna, ale oddaje przekaz, który powinien być mottem ginekologii od setek lat, a nie raptem od wieku XIX: aby wyleczyć czy w ogóle zdiagnozować chorobliwe symptomy narządów rodnych u kobiet, trzeba dotrzeć do ich środka, zobaczyć je i działać bezpośrednio w nich. To co dzisiaj jest oczywiste w badaniu i leczeniu kobiet, kiedyś było uznane za niemoralne i gorszące, a wszelkie zdroworozsądkowe próby sprzeciwienia się konserwatywnej obyczajności kończyły się poważnymi karami, z wyrokami śmierci włącznie.
Podstawowym problemem medycznym dotyczącym kobiet, zanim jeszcze ta dziedzina przybrała nazwę ginekologii, była ciąża i poród. Jak wiadomo od zamierzchłej przeszłości, jeśli kobieta nie rodziła sama gdzieś w polu, to odbieraniem porodów zajmowały się akuszerki i znachorki, które same już kiedyś urodziły dzieci. Wstęp mężczyzn do pomieszczenia, w którym odbywał się poród, był surowo zabroniony. Przyzwoitość zabraniała mężczyźnie ujrzenie niewieścich narządów płciowych. Kiedy z czasem obecność medyka przy trudniejszych porodach okazała się być niezbędna (gdyby kobietom pozwalano się kształcić choćby na lekarza chorób kobiecych, to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej), obyczajowość się nie zmieniła. Mężczyzna odbierał poród z zawiązanymi oczami, próbując coś wymacać palcami pod kilkoma warstwami ubrań. Swoją drogą, rodzenie w ubraniach (i to nie w jakieś lichej koszuli nocnej, ale w solidnej sukni z halkami) to kolejny przykład jak kobiety same sobie podkładają kłody pod nogi (celowo używam czasu teraźniejszego, bo wciąż w wielu aspektach zdrowia i urody to kobiety ustalają pewne rygory, a te nieszczęśliwe łudzą się, że to na pewno wymyślił jakiś facet – wcale nie). Jak widzę sceny porodów w historycznych filmach, kiedy zamknięte okna przesłaniają grube zasłony powodujące zaduch w pokoju – to ja się zastanawiam, czy te akuszerki mszczą się za ciężkie warunki, w których odbywały się ich własne porody? Wydawałoby się, że akuszerkami powinny być kobiety, które już rodziły, po to by dzielić się własnym doświadczeniem. I najwyraźniej dzielą się, jednak nie wyciągając z własnych doświadczeń żadnej rewolucyjnej nauki.
Jurgen Thorwald prowadzi czytelnika przez całe dzieje różnych przypadków pełnych ciekawych, ale i przerażających odkryć, historii niezwykłych i mężnych kobiet, lekarzy nienawidzących i kochających kobiet, którzy w zależności od uczuć do płci przeciwnej prowadzili eksperymenty w charakterze zawodów portowych, kosztem zdrowia i życia kobiet bądź odważnie sprzeciwiali się społecznym konserwatywnym poglądom, by odkryć coś, co stało się podstawą dzisiejszej ginekologii. Ginekolodzy to obszerna publikacja pokazująca badania lekarzy, które objęły nie tylko kwestie porodowe (cesarskie cięcie, znieczulenie, wyjmowanie dzieci źle ułożonych bądź z kobiet o zbyt wąskiej miednicy), ale także wszelkie zmiany chorobowe jak cysty, mięśniaki, wypadanie macicy, przetoka pochwowa aż po nowotwór szyjki macicy, który w pierwszej połowie XX wieku starano się leczyć bez użycia skalpela, wykorzystując za to działanie różnego rodzaju naświetleń m.in. przy wykorzystaniu radu, który niszczył komórki rakowe. A na przełomie wieków pojawiło się żywsze zainteresowanie sprawami antykoncepcji oraz dyskusja wokół aborcji.
Ginekolodzy to bolesna lektura, dzięki licznym opisom różnych zabiegów przeprowadzonych bez znieczulenia. Niewolnice, które musiały przeżyć ponad 30 operacji przetoki w pochwie, aby dr Sims dostrzegł w nici jedwabnej źródło zakażenia i zbierającej się ropy i znalazł odpowiedni zamiennik – będą tkwić w mojej pamięci bardzo długo. Podałam może jeden z drastyczniejszych przykładów tego, jak wyglądała ówczesna medycyna, ale już np. sam brak higieny u lekarzy, którzy po sekcji zwłok bez mycia rąk szli odbierać poród, był faktem, który wywoływał we mnie bolesne dreszcze. Innymi słowy po lekturze książki Thorwalda należy cieszyć się, że żyjemy już w XXI wieku, gdzie jedynym problemem są kontrowersje wokół aborcji i antykoncepcji. Swoją drogą zaobserwowałam, że jeśli chodzi o tą drugą sprawę, to nastąpił taki przewrót, że lekarze już nie tylko nie mają oporów przed zapisywaniem tabletek antykoncepcyjnych, ale czasem przepisują je jako środek zaradczy na wszelkiego rodzaju infekcje czy tak „przy okazji”. Tu już wchodzimy w kwestie polityki farmaceutycznej, a na ten temat można by napisać odrębną książkę.
Po przeczytaniu tej książki nie pozwolę nikomu powiedzieć, że kobiety to słaba płeć. Poza tym baaardzo się cieszę, że nie żyłam w opisywanych przez Thorwalda czasach!
Zapraszam, zobacz co ja przeczytałam
http://www.degustatorka.blogspot.com
Jak wiesz, mnie książka do tego stopnia porwała, że czytałam ją jednym tchem i polecałam wszystkim. Zgadzam się z Twoją konkluzją w 100% wspaniale żyć w tych czasach, nie sto lat temu.
Znakomita książka, nic dodać, nic ująć. Polecam również!
No, powiem Ci, że w moim przypadku i rozśmieszył, i przykuł uwagę 😀 Swoją drogą ile Ty czytasz, że prawie codziennie wstawiasz posty? 🙂 Nie nadążam z czytaniem Twoich notek 😛
Na pewno jednak nie sięgnę po tę książkę. Nie wiem dlaczego, ale już przy samej Twojej recenzji zaczęły mnie boleć wiadome miejsca. Boję się, co by było przy czytaniu samej książki. Brr.
Oj, nie wstawiam często postów. Czasem zdarza mi się częściej, ale bywa czas, kiedy przez dwa tygodnie nie napiszę nic, bo najzwyczajniej w świecie nie mam na to czasu albo siły. Natomiast z konieczności czytam całkiem sporo, w tym roku wychodzi, że 20 tytułów miesięcznie (ale to konsekwencja studiowania dwóch kierunków na wydziale polonistyki).
Zdecydowanie obrazek nie zachęca. Podobnie jak sam opis książki. Chyba takie rzeczy jednak nie są dla mnie 🙂