Gigantyczna broda, która była złem to komiksowy debiut brytyjskiego rysownika Stephena Collinsa. Komiks, który mnie urzekł warstwą wizualną. Uwielbiam ołówkową kreskę, najpiękniejsze komiksy są wykonane tą techniką. Delikatne, cieniowane, precyzyjne, proste i czytelne rysunki, które same w sobie potrafią wyrazić więcej niż słowa. Duży format, czytelny układ dużych kadrów, zajmujących czasem nawet dwie strony. I nie są to kadry obfitujące w wydarzenia, mnogość postaci i słów, wymagające od czytelnika ogarnięcie planszy od ogółu do szczegółu. W tym komiksie słowa ograniczono do minimum, ich funkcją jest tworzenie aury tajemniczości, niepokoju i nadawanie dynamiki akcji. Cała reszta tkwi w obrazie i to jest to, co w komiksach lubię najbardziej – minimalizm werbalny.
Gigantyczna broda… to opowieść rozgrywają się na wyspie Tutaj, którą cechuje doskonały kształt oraz panujący na niej perfekcyjny ład i porządek. Wszyscy mieszkają w takich samych szeregowych domkach, przy spokojnej i czystej ulicy. Poza obręb wyspy jest budząca strach przestrzeń Tam, która w wyobrażeniach mieszkańców jawi się jako chaos. Głównym bohaterem jest mężczyzna o imieniu Dave, który pracuje w jakieś firmie. Czym ta firma się zajmuje – nie wie nikt. Problemem mężczyzny było to, że nie miał włosów. Nigdzie. Poza jednym włoskiem pod nosem, który odrastał za każdym razem w niezmienionej postaci, kiedy próbował go usunąć. Pewnego dnia wydarza się coś dziwnego. Podczas kolejnej prezentacji danych, na twarzy Dave’a pojawia się zarost, który nieprzerwanie rośnie. Wkrótce przemienia się w gigantyczną brodę, której nie sposób okiełznać. Lekarze są bezradni, media zainteresowani nowym zjawiskiem, a mieszkańcy przerażeni brodowym potworem. Do ich poukładanego życia wprowadza się chaos.
Obraz wyspy sprzed brodowego kryzysu przywoływał skojarzenia z państwem totalitarnym. Wszyscy mieszkańcy wykonują tę samą pracę biurową, której celu nie znają, wszyscy mieszkają w tych samych warunkach, ubierają się tak samo oraz dostosowują wygląd do ustalonych norm obyczajowych – jak pewnego dnia zauważy Dave, rysując przechodniów na ulicy, żaden z nich nie pozwala sobie na zapuszczenie zarostu. Zarost w tym świecie jest oznaką nieschludności, a to jest wystarczającym powodem do zwolnienia kogoś z pracy czy wyrzucenia z lokalu gastronomicznego. Przestrzeganie przez wszystkich zasad jest tym, co zapewnia ludziom uporządkowane życie, a tym samym uchroni ich przez złowieszczym chaosem. Dlatego Dave jest postacią budzącą strach – wymknął się normom społecznym i stał się uosobieniem chaosu. To, co dzieje się po pozbyciu źródła rozrastającego się (dosłownie) problemu, uniemożliwiającego normalne funkcjonowanie wyspy, pozwala czytać ten komiks jako manifest przeciwko pedantyzmowi. Okazuje się, że odrobina chaosu jest tym, co nie tylko ożywia wyspę, ale też uszczęśliwia ludzi. Dave stał się odkupicielem świata ładu i porządku, wyzwalając mieszkańców od rutyny, której stałość miała tworzyć pozory bezpieczeństwa.
Nie mogę powstrzymać się od przeniesienia tej opowieści w ramy historii polski. Niepisana zasada niewyróżniania się czy praca dla samej pracy to cechy dobrze znane z okresu ustroju socjalistycznego. Jednak nie są to jedyne rzeczy, które łączyłyby komiks z polską historią. Po upadku tego uporządkowanego „ustroju”, na wyspie można dostrzec przejawy kapitalizmu i konsumpcjonizmu. Historia o gigantycznej brodzie stała się chwytliwym tematem książek oraz doczekała się mnóstwa produktów, w jakiś sposób do niej nawiązujących, ze „śnieżną” kulą i grą video na czele. Z czasem ludzie zapomnieli o dramatycznej stronie kryzysu brodowego, o jego ofiarach i paraliżującym strachu – broda stała się popkulturową ikoną, na której można dobrze zarobić i która doczekała się swoich fanów. Wystarczy wejść do pierwszej lepszej większej księgarni, która prócz książek sprzedaje także gry, zabawki i artykuły papiernicze, aby przekonać się, ile tragicznych historii świetnie się sprzedaje, i ile z nich zupełnie utraciło dramatyczny charakter. I wracając do totalitaryzmu, można powiedzieć, że jeśli społeczeństwo pod dyktaturą cechuje porządek, to po jej obaleniu ono pogrąża się w chaosie – to zresztą widać nie tylko na przykładzie polskiego okresu transformacji, ale też wszystkich innych państw, które po kilku latach uciśnienia, nie potrafią odnaleźć się w nowym, rzekomo wolnym, demokratycznym systemie.
Gigantyczna broda… z jednej strony krytykuje bezrefleksyjne, rutynowe przestrzeganie norm, które tworzą tylko iluzję bezpieczeństwa, z drugiej konsumpcjonizm, który ludzkie losy pozbawia emocjonalnego pierwiastka i przeobraża w chodliwy towar.
P.S.1, Mężczyźni, strzeżcie się, bo brody bywają niebezpieczne!
P.S.2. Dziękuję Agnieszce za pożyczenie komiksu.
1 thought on “Gigantyczna broda, która była złem – Stephen Collins”