Reżyseria: Wiesław Saniewski
Michał Walczak (Jan Frycz) opowiada młodemu studentowi(Robert Olech)prawa dawną historię procesu. Młoda dziewczyna (Marieta Żukowska) w ósmym miesiącu ciąży została brutalnie zamordowana. Oskarżony jest Jerzy Kutr (Artur Żmijewski), który był jej kochankiem, miał żonę i dwoje dzieci. On nie przyznaje się do winy. Sąd nie mając żadnych mocnych dowodów na jego winę, skazuje go na nawyższy wymiar kary.
Dość wstrząsająca sprawa, która miała miejsce naprawdę. Uważam, że wymiar kary był wynikiem upartości, zawziętości. Aż za głupie. Czytając kryminały wiemy już, że zabójcą zostanie najmniej podejrzany osobnik, a oni z doświadczeniem [?] taką głupotę? Dali się za jedną przekorną kobietę. Żałosne. W każdym razie jeśli chodzi o film, to uznam go za przeciętny. Klimat starością powiało, a tego już nie lubię. Aktorzy zostali znakomicie dobrani. Mam tu na myśli Ewę Wencel, która wcieliła się w rolę matki zamordowanej. Ona zawsze taka niezdarna i zmartwiona- do tej roli idealna. Przez większą część filmu zastanawiałam, czy jest sens przedstawienia tej sprawy jako opowiadanie. Na koniec przekonałam się, że jest. Teraz nie dziwię się, że tyle procent maturzystów wybiera się na prawo. Może też chcą przekonać o ich błędzie a swojej słuszności. Miejmy nadzieję, że nie na odwrót. Pierwszy raz miałam okazję, poznać calutki proces konkretnej sprawy, zazwyczaj to fragmnety kilku rozprawa, albo jedna początkowa czy końcowa.
Film przedstawił fakty i moralność dość w wyczerpujący sposób przy udziale dobrych aktorów, jednak mimo to nie wzbudził we mnie aż takich emocji by nazwać film coś ponad przeciętnym.