Na początku uprzedzę, że jeśli nie widziałeś tego filmu, a planujesz, to nawet nie zaczynaj czytać tego tekstu, by potem nie mieć do mnie pretensji, że zdradzam zbyt wiele. A zdradzę sporo, bo trudno mówić o tym filmie nie analizując jego problematyki, która tutaj jest bardzo złożona. Zdawkowe podsumowanie, że fabuła jest pełna skomplikowanych relacji rodzinnych na kilku warstwach świadczyłoby o zbyt powierzchownym potraktowaniu filmu.
Problemy rodzinne – kto ich nie ma? Można rzec, że rodzina Weston to kumulacja wszystkich konfliktów z jakimi zmagają się wszyscy ze swoimi krewnymi. Od czego należy zacząć? Najlepiej od źródła, bowiem większość konfliktów i nieporozumień jest następstwem jednego problemu. Tu źródłem jest choroba nowotworowa jamy ustnej Violet. Nie chcę przez to rzec, że to Violet przyczyniła się do wszystkich komplikacji, ale na pewno jest ich motorem, który nie cichnie, dzięki czemu na jaw wychodzi więcej niż byłoby to w innych okolicznościach. Właściwe całe te relacje rodzinne mają charakter złośliwego nowotworu, którego przerzuty niszczą poszczególne części organizmu, jakim jest rodzina. Choroba przyczyniająca się do lekomanii i narkomanii Violet daje przerzuty do trzech innych części chorej: Barbary, Karen i Ivy. Właściwie tych przerzutów było cztery, pierwszy ze skutkiem śmiertelnym zainfekował najbliższy organizm w otoczeniu – Beverley’ego, męża Violet, który nie mogąc poradzić sobie z pogarszającą się sytuacją, popełnia samobójstwo. To zaginięcie, a następnie śmierć sprawia, że pozostałe komórki zbierają się, by wspólnie walczyć o przetrwanie.
Jakie są córki Violet? Każda zupełnie inna, nic ich nie łączy poza więzami pokrewieństwa, każda mieszka w innym miejscu, prowadzi zupełnie inny tryb życia, poza Ivy – daleko od rodzinnego domu. Najstarsza z nich, Barbara, ponoć ulubienica ojca, nie radzi sobie z własną rodziną. Żyje w separacji, jej małżeństwo źle odbija się na zachowaniu dojrzewającej córki, Jean, która z kolei staje się obiektem zainteresowania Steve’a, handlarza kokainy i narzeczonego Karen. Karen to imprezowiczka, prowadzi szalony tryb życia, chyba w innych okolicznościach nie poznałaby kontrowersyjnego Steve’a. Z kolei Ivy to jedyna córka, która nie opuściła domu, gdzie opiekuje się rodzicami. Jej problemem jest odwzajemniona miłość do kuzyna, który okazuje się być jej bratem. Przecież co to za rodzina byłaby, gdzie nie ma zdrady, gdzie ojciec nie wda się w romans ze szwagierką…? Jak już podjęłam wątek kuzyna-brata, to warto zwrócić uwagę na zaskakującą zależność, to matka nie potrafi zaakceptować syna, a nie ojciec, którym nim biologicznie nie jest. Wytłumaczyć można ją w jasny sposób. Syn jest owocem zdrady, żyjącym obrazem bluźnierczego czynu, jakiego Mattie nie potrafi sobie wybaczyć.
Najbarwniejszą relację matka-córka odgrywają Violet i Barbara. Kilku recenzentów widzi w niej rywalizację dwóch znakomitych aktorek Meryl Streep i Julii Roberts. W moim odczuciu wygrywa ją Julia Roberts, bo trzeba przyznać, że rola Meryl Streep jest ciężkostrawna. Na początku wydaje się, że trzeba do jej apodyktyczności się przyzwyczaić, z czasem jesteśmy po prostu zmęczeni jej postacią. Rola Roberts też miejscami jest wybuchowa, jednakże są to momenty, kiedy jako najstarsza córka wykonuje swoją niewdzięczną i trudną powinność.
Opowieść Violet o ciężkiej młodości, jaką wiedli z ojcem, strudzonej pracy, dzięki której mają taki dom, a córki mogły zdobyć wyższe wykształcenie, rozjaśnia nieco wątek ze czarnoskórą służącą, pod której adresem ironiczna krytyka ze strony Violet często towarzyszy w kluczowych sytuacjach rodzinnych. Bez tego wydawałoby się, że uwagi Violet są przestarzałe, już nie na miejscu ten rasizm. Na ironię zakrawa finał historii, kiedy ostatecznie Violet pozostanie liczyć tylko na służącą.
Trudno po tym filmie nie zastanowić się choć przez moment nad własnym związkami rodzinnymi, wspomnieć członków rodziny, których widzimy raz do roku, a „częściej” na weselach czy stypach. Przerażające w Sierpniu w hrabstwie Osage jest to, że tą rzadziej widującą się rodziną są ci najbliżsi część. Zauważcie, że na stypie nie pojawiają się dalsi wujkowie, stryjowie, kuzyni, tylko ci, którzy z naturalnych pobudek wydawałoby się, powinni spędzać ze sobą najwięcej czasu.
Ocena: 8/10
Scena posiłku (nie zjedzonego) Violet, Barbary i Ivy podczas rozłożyła mnie na łopatki. Oglądałam ją kilkakrotnie.
Świetne przełożenie na ekran sztuki teatralnej.