Drugi dzień festiwalu, a już zaliczyliśmy być może najsmutniejszy film tegorocznej edycji. Skala zniszczeń i zmian w ekosystemie wskutek działalności człowieka jest przerażająca. Jednak reakcja na obrazy pokazywanego w ramach ILF dokumentu Jennifer Baichwal i Nicholasa de Penciera to już nie szok i niedowierzanie, lecz ponowne zmierzenie się ze świadomością, którą mamy. Kolejne spotkanie ze skutkami, a nie z propozycjami rozwiązania problemu. To pogrąża widza w żałobnym smutku, który wraz z uczuciem bezradności będzie mu towarzyszył przez długie godziny po seansie, nawet jeśli zakończenie chce dać nadzieję, że z naszą kreatywnością, dzięki której stosunkowo szybko zniszczyliśmy planetę, możemy również ją naprawić. Chciałabym w to wierzyć… ale nie jestem naiwna.
Antropocen: epoka człowieka pokazuje na przykładach różnych rodzajów działalności człowieka na całym świecie czynniki, które przyczyniły się do zmian w geologicznej strukturze Ziemi. Zmian, które od dziesięciu lat prowokują naukowców do uznania, że epoka holocenu została zastąpiona przez antropocen. Dla Międzynarodowej Komisji Stratygraficznej uczeni z Anthropocene Working Group nadal szukają kolejnych dowodów dla poparcia swojej teorii.
Z narracyjnym głosem Alicii Vikander (ani razu nie złamał się jej głos podczas czytania dramatycznych danych – jestem pod wrażeniem) zaglądamy w różne rejony świata, by zobaczyć szerokie spektrum aktywności człowieka, który przyczynia się do tak poważnych zmian klimatycznych i geologicznych. Odwiedzamy między innymi Kenię, gdzie zebrano kilkaset ton kości słoniowych pochodzących od dziesięciu tysięcy słoni – Kenijczycy uznali wreszcie, że to krwawy biznes, i nie chcą pozwolić, by zebrane kości wykorzystano do niechlubnych celów. Następnie jedziemy do Norylska, rosyjskiego miasta praktycznie pozbawionego zieleni, gdzie pojedynczy kwiatek między kamieniami wystarczy, by przywołać mieszkańcom romantyczne skojarzenia. Zwiedzamy największe wysypisko śmieci w Nairobi, gdzie codziennie sześć tysięcy ludzi zbiera odpady, a pomiędzy nimi skuszone zapachem wędrują sępy – o tym wprawdzie nie wspomniano, ale to jeden z przykładów pokazujących, jak tworzywa sztuczne znajdują się w żołądkach zwierząt. Widzimy, jak w Niemczech na rzecz rozwoju kopalni odkrywkowej przesiedla się ludzi z kolejnych miasteczek, burzone są domy i inne budynki. Podobnie wygląda powierzchnia, na której działa kopalnia fosforytów. Oglądamy pustynię w Chile, gdzie na potrzeby baterii m.in. do pojazdów elektrycznych pozyskuje się lit, oraz wycinkę ogromnych obszarów lasów w Kanadzie. Jedziemy tunelem kolejowym św. Gotarda, który mieści się w Alpach Szwajcarskich i jest jednym z najdłuższych tuneli na świecie. Na końcu obserwujemy, jak zakwaszenie oceanów wskutek zmian klimatycznych prowadzi do wybielenia koralowców, oraz poznajemy niewielką część gatunków krytycznie zagrożonych i wymarłych na wolności. Gatunkowi ludzkiemu wymarcie na razie nie grozi, szacuje się, że do 2050 roku liczebność wzrośnie do 10 miliardów, ale to tylko pogłębi kryzys migracyjny, proces urbanizacyjny zielonych obszarów i konflikty zbrojne o dostęp do podstawowych środków do życia.
Z wszystkich przykładów działalności człowieka najbardziej zapadła mi w pamięć scena walki koparki z górą marmurową w Carrarze. Wysiłek maszyny, która odbijała się od bryły kamienia, był kwintesencją tego, jak natura twardo się broni przed technologicznym ujarzmieniem. Sukces poprzedzony wytrwałością koparki dobitnie pokazał bezbronność przyrody.
Temu kalejdoskopowi antropogenicznych zmian towarzyszyły rozmowy z pracownikami poszczególnych zakładów produkcyjnych, kopalni, wysypisk śmieci. Wielu z nich łączyło zadowolenie i duma z wykonywanej pracy oraz akceptacja miejsca, w którym mieszkają – to były momenty w filmie mogące budzić niedowierzanie z powodu braku świadomości ekologicznej bohaterów. W gruncie rzeczy jest on zrozumiały – to byli szeregowi pracownicy. Nieusprawiedliwiona jest natomiast nieobecność ich szefów i zarządców korporacji, dla których pracują. Film jest kolejnym komunikatem, który indywidualizuje winę za zmiany w ekosystemie, zwłaszcza że narratorka podkreśla, że każdy z nas – choć w różnym stopniu – jest winny. Po raz kolejny ci najbardziej odpowiedzialni za szkody, z pełną świadomością podejmujący niewłaściwe decyzje, korzystają z przywileju – mogą milczeć. A nie powinni. To uświadamia, że przed nami jeszcze bardzo długa droga do globalnych działań na rzecz ratowania Ziemi. Wcześniej potrzeba wiele pracy nad zmianami na poziomie mentalnym, jednak nie chodzi tu o edukację zwykłych ludzi, lecz o konfrontację z największymi światowymi liderami, o zmianę narracji. Świata nie zmieni Kowalski segregujący śmieci i rezygnujący z plastiku, ale grupa korporacyjna X i Y ma już większe możliwości. Niestety, póki w takich społeczno-ekologicznych dokumentach do tablicy będzie wzywać się szeregowego operatora dźwigu w zakładzie produkcyjnym, a nie prezesa zatrudniającego jego szefa, wciąż będziemy bezradnie obserwować postęp antropocenu, choć właściwsze wydaje się tu określenie korpocen.
Tekst ukazał się w „Ińskie Point” nr 1-2/2019
2 thoughts on “Ekodeprecha, czyli jak w 10 tysięcy lat zniszczyć świat (Antropocen. Epoka człowieka)”