Mamy rok 2015, w Polsce równolegle powstają filmy, które zapowiadają nową jakość w rodzimym kinie. Chodzi tu oczywiście o Baby Bump Kuby Czekaja oraz Córki dancingu Agnieszki Smoczyńskiej. Ekspresyjne i kontrowersyjne dzieła, które podzieliły kinomanów na wyznawców i przeciwników. Od tamtego czasu wyglądam podobnych obrazów, szczególnie obserwuję rozwój ścieżki artystycznej powyższych twórców. O ile Czekaj już rok później pokazał Królewicza Olch, którym potwierdził swoje niekonwencjonalne podejście do tworzenia filmów, o tyle na kolejną produkcję Smoczyńskiej musieliśmy trochę poczekać. I tak po trzech latach dostajemy Fugę.
Pierwsze sceny filmu wyglądają obiecująco. Bohaterka (Gabriela Muskała) w transie pojawia się w tunelu kolejowym na Dworcu Centralnym, zachowaniem wyróżnia się na tle pozostałych obecnych na peronie. W kolejnej sekwencji dowiadujemy się, że przez dwa lata błąkała się po stolicy kompletnie nie wiedząc, jak się nazywa, skąd pochodzi oraz czy ma rodzinę. Psychiatra zdiagnozował u niej tytułową fugę, czyli dysocjacyjne zaburzenie nerwicowe, przejawiające się ucieczką od wyjątkowo stresującej sytuacji, w jakiej się znalazło, a także znaczącymi zanikami pamięci. Dzięki programowi telewizyjnemu Alicja zostaje rozpoznana przez swoją rodzinę, dowiaduje się też, że naprawdę nazywa się Kinga Słowik. Powrót na łono rodziny nie przebiega w łatwej i radosnej atmosferze, co nie napawa nadzieją, że bohaterka wróci do stanu sprzed dwóch lat.
Fuga okazuje się klasycznym thrillerem psychologicznym, realizującym schemat dobrze znany z wielu filmów, choćby Zanim zasnę, gdzie bohaterka z amnezją z pomocą bliskich próbuje odzyskać pamięć i dowiedzieć się, co się wydarzyło w przeszłości i doprowadziło do obecnego stanu oraz jakie relacje łączyły ją z najbliższymi. Film Smoczyńskiej i Muskały (bo aktorka napisała także scenariusz) zasadniczo nie odbiega od tej konwencji, jedyne próby odmiany można znaleźć w wykreowaniu zbuntowanej bohaterki, której pozornie nie zależy na poznaniu przeszłości, tylko na wyrobieniu dokumentów, aby mogła normalnie funkcjonować w życiu. Ale ostatecznie Kinga również potrzebuje zrekonstruowana swojej historii. Fuga łączy powyższą konwencję z innym dość popularnym w ostatnich latach motywem nieoczekiwanego powrotu do domu, który wcale nie jest mile widziany przez rodzinę, często wręcz zaburza porządek jej życia. Warto tu dla przykładu z rodzimego rynku wspomnieć wstrząsający dramat Magdaleny Łazarkiewicz Powrót.
Fuga najbardziej rozczaruje tych, którzy oczekiwali po Córkach dancingu kolejnej produkcji ze świeżym spojrzeniem, oryginalną formą, wyłamującej się z wszelkich konwencji. Póki co wychodzi na to, że awangardowe kino nie jest tym, z czego artystka chce stworzyć swój znak rozpoznawczy. Nie sądzę, by Fuga oferowała coś ciekawego pozostałej części widowni (poza znakomitą grą Muskały), tym bardziej że historia pozostawia liczne niedopowiedzenia, ale nie te z gatunku otwartych zakończeń, dających szerokie pole interpretacji. Niedopowiedzenia wynikają z drobnych, ale jednak utrudniających skompletowanie obrazu, nielogiczności występujących w kluczowych dialogach bohaterów. Przykładowo: najpierw dowiadujemy się, że Kinga nigdy nie kochała męża, a później okazuje się, że to mąż złożył pozew rozwodowy, w dodatku z chęcią przejęcia opieki nad dzieckiem. On sam zwierza się, że wydawało mu się, iż nie nadaje się na ojca i nie poradzi sobie z samodzielnym wychowaniem, ale czas to zweryfikował. Sprawy w zrozumieniu filmu nie ułatwia też fatalne, jak zwykle zresztą w polskim filmie, udźwiękowienie dialogów.
Tekst ukazał się w „Ińskie Point” nr 3/2019
1 thought on “Córka marnotrawna (Fuga, reż. Agnieszka Smoczyńska)”