Pod względem czytelniczym to był najlepszy rok w moim życiu, jeśli miałabym wziąć pod uwagę statystyki liczbowe i zakres realizowanych wyzwań literackich. Był to też bardzo dobry rok dla literatury polskiej, dzięki wyróżnieniu Noblem twórczości Tokarczuk. A jednak, gdy przyjrzę się ocenom stawianym nowościom, mam wrażenie, że poziom wydawanej literatury był wyjątkowo niski. Wiele obiecujących reportaży mocno mnie zawiodło, w najlepszym wypadku okazały się przeciętne lub tylko dobre. Faktem jest, że paru książek, napisanych przez autorów, których powieści znalazły się na ubiegłorocznej liście the best, nie zdążyłam nabyć i przeczytać. Mam tu na myśli przede wszystkim powieści Anandy Devi oraz Mateia Visnieca. Zatem najwyższe oceny przypadły w tym roku starszym tytułom, wśród których trafiłam na kilka perełek.
Udało mi się w 99% zrealizować wyzwanie rok z Kunderą z okazji jego 90. urodzin. Braki wynikły z braku „zapasów” kolejnych książek czeskiego pisarza, a jak już uzupełniłam półkę, w ostatnich miesiącach zapomniałam nadgonić. W każdym razie wyzwanie kontynuuję w tym roku, bo zostały mi 3 książki. Dobrze też mi szło dalsze zapoznawanie się z prozą Philipa Rotha oraz Olgi Tokarczuk – na szczęście jeszcze coś zostało z ich twórczości do przeczytania w tym roku czy w kolejnych latach. Pod wpływem seminarium musiałam też zapoznać się ze sporą częścią twórczości Witkacego – jak zobaczycie niżej, nie były to satysfakcjonujące lektury.
Już tutaj mogę zdradzić, że w tym roku moją literacką postacią będzie Hanna Krall i jej zbiór 12 reportaży w tomie Fantom bólu, który już zajął nocną szafkę.
Trochę liczbowych statystyk…
Przeczytałam: 206 książek (osobisty rekord, ale początek roku był dla mnie okresem tzw. biegunki literackiej i pochłaniałam książkę za książką, a później doszły częste i długie podróże pociągiem).
W tym:
- 2/3 w języku niemieckim (zbiór opowiadań Kafki, przeczytałam dwa z trzech);
- 5 komiksów (bardzo mało, ale moje zainteresowanie tą formą trochę zmalało)
- 18 audiobooków (chyba rekordowo dużo, ale znalazłam dobrą aplikację z dobrym wyborem tytułów, już wiem, że obyczajówki ciężkostrawne w papierze, w słuchaniu wydają się jednym z lepszych wyborów – praca polegająca na jeżdżeniu i przemierzaniu dłuższych dystansów też temu sprzyja)
- 21 ebooków (trochę zaskoczona wynikiem, bo z Legimi w tym roku prawie nie korzystałam, jeden egzemplarz recenzencki w tej formie przyszedł, a reszta to najpewniej pdfy do pracy naukoweji spotkań)
- 28 książek pochodziło z mojego księgozbioru + 54 to kupione/otrzymane i przeczytane w tym samym roku (kupuję zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach, ale są to trafione decyzje i w większości kupione „w pracy”)
- 45 egzemplarzy recenzenckich (tu też jestem zdziwiona, że tyle się tego nazbierało, bo ostatnio prawie w ogóle nie podejmuję współpracy, moje zainteresowania czytelnicze zazwyczaj nie pokrywają się z ofertą wydawnictw skorych do współpracy – stąd też tyle kupuję, ponadto da się zauważyć, że na blogu nie pojawia się już tyle tekstów co kiedyś, co wynika z różnych czynników, przede wszystkim z tego, że częściej jestem offline)
- 38 to pożyczki z bibliotek i od znajomych.
2019 rok był też bardzo udany pod względem zróżnicowania geograficznego, bo udało mi się poznać literaturę z 49 (w 21 nowych) krajów [porównywalny z poprzednim rokiem] Większość z nich na początku roku, kiedy buszowałam w bibliotece osiedlowej, by wyłapać coś egzotycznego, ale pod koniec roku też całkiem przypadkowo doszło parę nowych krajów. Tradycyjnie, mimo moich prób, by to zmienić, zdominowała polska literatura, stanowiła dokładnie połowę przeczytanych lektur (103).
Za nią literatura ze Stanów Zjednoczonych (24), Francji (13), Czech i Wielkiej Brytanii (11), Niemiec (7), Kanady i Rosji (3), po dwie z Irlandii, Japonii, Meksyku, Izraela, Węgier, Bułgarii, Ukrainy, Austrii, Włoch i Słowacji oraz po jednej z Sudanu, Kuby, Chile, Albanii, Jamajki, Azerbejdżanu, Abchazji, Litwy, Estonii, Armenii, Kazachstanu, Mołdawii, Haiti, Białorusi, Singapuru, RPA, Szwecji, Filipin, Indonezji, Czarnogóry, Libanu, Nowej Zelandii, Tajwanu, Norwegii, Australii, Korei Południowej, Palestyny, Holandii, Togo, Uzbekistanu i Serbii.
10 najlepszych lektur w 2019:
- Pozycja smaku. Jedzenie w granicach sztuki – Dorota Koczanowicz (dużo inspiracji i wskazówek zarówno na zajęcia, jak i do pracy doktorskiej)
- Hotel Finna – James Joyce
- Rzekomo fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię – David Foster Wallace
- Kontener – Marek Bieńczyk
- Wzburzenie – Philip Roth
- Zdradzone testamenty – Milan Kundera
- Czekoladki dla prezesa – Sławomir Mrożek (audiobook)
- Babel. W 20 języków dookoła świata – Gaston Dorren ← jedyna nowość na tej liście
- Histeryczki – Roxane Gay
- Człowiek tygrys – Eka Kurniawan
Co bardzo dobrego wydano w 2019 i warto nadrobić?
- Dziewczyna z konbini – Sayaka Murata (ten tytuł ujrzycie na wielu listach w tym roku, bo niewątpliwie jest to jedna z dziwniejszych i oryginalniejszych powieści, jakie wydano w ostatnim czasie)
- Trafikant – Robert Seethaler (przeszła bez większego echa, a zwłaszcza jej ekranizacja, która ze względu na plastyczność języka powieści musiała powstać, film nie do końca mnie usatysfakcjonował, ale powieść wyraźnie pamiętam do dziś, a czytałam ją w lutym)
- Człowiek o fasetkowych oczach – Ming-yi Wu (sprawnie posługuje się najsłynniejszymi mitami i toposami literackimi, tylko zamiast opowieści o początkach świata, dostajemy historię jego końca, który nastąpi wraz z deszczem śmieci i ekologiczną katastrofą)
- Można wybierać. 4 czerwca 1989 – Aleksandra Boćkowska (przypomina o przełomowym momencie historii kraju, który w indywidualnych narracjach pamięciowych przeszedł bez większego poruszenia)
- Bułgaria. Złoto i rakija – Magdalena Genow (dla tych, co szukają czegoś pomiędzy egocentrycznymi narracjami w literaturze podróżniczej a poważnym reportażem z trudną historią narodową)
- Ostre cięcie. Jak zniszczono polską kolej – Karol Trammer (chciałabym, aby o innych problemach polityczno-społecznych pisano tak przejrzyście i rzeczowo; od zauważenia problemu, przez zdiagnozowanie jego źródła, przebiegu, efektu, aż do zaproponowania konkretnych rozwiązań)
- Dziennik Anne Frank. Powieść graficzna – Ari Folman, David Polonsky(to niewątpliwie największe wydarzenie tego roku na półce z komiksem)
- Jak nakarmić dyktatora – Witold Szabłowski (pokazuje, że można pisać o ulubionych przysmakach największych zbrodniarzy historii bez kiczu i zmieniania maski dyktatora w ciepłego wujaszka mającego słabość do słodyczy, bo kucharze autokratów wcale nie mieli i nadal nie mają łatwego życia, wyboru innej drogi zresztą też nie)
Niefikcjonalne rozczarowania małe i duże:
- Na marne – Marta Sapała (bo autorka, chcąc zmienić coś swoją książką, robi to najprostszym sposobem: usilnie próbuje wzbudzić poczucie winy wobec marnotrawienia jedzenia u jednostki, mimo że zebrane obserwacje i informacje zajmujące pół jej książki wyraźnie wskazują, że nawet masa jednostek robiąca chipsy z obierków nie zmniejszy skali wyrzucanego jedzenia, jeśli gigantyczne korporacje dalej będą działać tak, jak działają teraz)
- Nie zdążę – Olga Gitkiewicz (pół książki jest o kolei, o której lepiej pisał Trammer, 1/6 o komunikacji autobusowej i wykluczeniu, reszta o wielu innych rzeczach dziejących się (lub nie) na drodze)
- Via Carpatia. Podróże po Węgrzech i Basenie Karpackim – Ziemowit Szczerek (nie wiem, dlaczego oczekiwałam czegoś innego niż wejścia parą lewych butów do obcego domu, a następnie krytykowania jego gospodarzy za ich poglądy)
- Nauka w kuchni. Przełomowe historie sztuki kulinarnej – Michał Kuźmiński (liczyłam na coś pokrewnego Gastrofizyce Spence’a lub Kuchni i nauki Hervego – a dostałam po prostu zbiór popularnonaukowych ciekawostek powiązanych z żywnością, mniej więcej)
- Narodziny pigułki – Jonathan Eig (pierwsze 100 stron to chaos nużących i oczywistych informacji, sugerujących, że autor nie ma pomysłu na kompozycje książki, a w zakończeniu, opierając się na rzetelnym źródle, jakim jest prasowy artykuł w internecie, stwierdza, że antykoncepcja nie tylko nie szkodzi, ale i przedłuża życie)
- Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła – Nikki Meredith (w połowie jest to autobiografia autorki, która z tytułową sprawą ma tyle wspólnego, że ma pochodzenie żydowskie, tak jak część ofiar Mansona, a skoro przodków Meredith zabijano za narodowość żydowską, za działaniami ludzi Mansona mogła kryć się podobna motywacja – trop tak absurdalny, że nie wierzyłam w to, co czytam).
Największe czytelnicze cierpienia:
- Pożegnanie jesieni – Witkacy (od wielu lat chciałam ją przeczytać, aż lektura mnie całkowicie zawiodła, wtórna, powielająca schematy i motywy, niemożliwie nudna, być może przegrała tym, że czytałam ją jaką jedną z ostatnich po serii dzieł Witkacego), a zaraz za nią mogą uplasować się dramaty tegoż artysty: Niemyte dusze, Gyubal Wahazar czyli Na przełęczach bezsensu, Pragmatyści, Mistrz Price czyli bzik tropikalny (aż czasem trudno uwierzyć, że spod tego samego pióra wyszła rewelacyjna Szalona lokomotywa)
- Lolita – Vladimir Nabokov (wydawałoby się, że jestem odporna na kontrowersje w literaturze, ale jednak są tematy i sposób ich przedstawiania, który mnie odrzuca, topornie napisana, niesmaczna i… nie ma z mojej strony zgody na robienie z pedofilii sztuki)
- Sos sojowy dla początkujących – Kristen Chen (dotrwałam tylko ze względu na singapurskie pochodzenie autorki, mam nadzieję, że nie jest reprezentatywnym przykładem poziomy literatury w tym kraju)
- Wyszłam za komunistę – Philip Roth (powtarzam, on nie był mocny w monumentalnych formach, które często są przegadane i wydłużone wątkami o niczym, a ta powieść jest tego najlepszym przykładem)
Filmowe podsumowanie w następnym odcinku.
206 książek w ciągu roku to naprawdę imponujący wynik, dlatego gorąco gratulujemy! To prawdopodobnie nie tylko Twój osobisty rekord, ale również jeden z najlepszych wyników w blogosferze. 🙂 Na Twojej liście znajdują się świetne tytuły, więc pozostaje nam jedynie życzyć Ci jeszcze więcej czasu w 2020 roku, aby udało się sięgać po kolejne fascynujące pozycje! 🙂
Dziękuję! W tym roku wiele osób narzekało na kryzys czytelniczy, więc faktycznie mogę mieć jeden z lepszych wyników. Ale znam też takich, którzy przeczytali o połowę więcej ode mnie.