ŚBK: Inspiracje i motywacje

O poście z taką tematyką myślałam w ostatnich dniach często, równocześnie nie rejestrując, że ŚBKi ten temat wybrali na comiesięczny post tematyczny. Dzięki notatce od Zuzy uświadomiłam sobie, że to jest ten miesiąc i ten dzień. Nie ma lepszego pretekstu (i motywacji!), by nie odwlekać postu dłużej i napisać go tu i teraz.

Ze względu na to, że w różnych dziedzinach życia inspirują i motywują mnie, zazwyczaj, inne źródła, postanowiłam tę grupę podzielić na kilka kategorii.

Co mnie motywuje do działania w ogóle?

Są to przede wszystkim inni ludzie z pasją, zazwyczaj z podobną do mojej, ale nie jest to warunek konieczny. Coś im się udaje, nad czymś pracują i robią to z pasją. Albo mają znakomite pomysły. Motywują mnie też książki, czasami są to poradniki, np. Gdzie rosną pieniądze?, która jak żadna inna motywuje, by czasem wystawić coś na allegro, dostrzec w pobliskich gratach potencjał na rękodzieło z recyklingu, które może stać się idealnym prezentem, czy podglądać, co teraz cieszy się dużym zainteresowaniem w sprzedaży i czy da się to zrobić z tego, co mamy pod ręką. Czasami jest to literatura faktu podejmująca ważny temat – i tu przede wszystkim znajdą się książki ekologiczne, które pokazują skalę problemu oraz podpowiadają, jakie nawyki można zmienić, by mniej szkodzić środowisku. (Choć to bywa zgubne, o czym więcej napiszę w przygotowywanym od dawna wpisie – czas pisania go tu nie jest kwestią braku motywacji czy odkładania, lecz świadomości tego, jak złożony jest ten temat).

Motywuje mnie też praca zespołowa, w której dzielimy się zadaniami. Bardzo dobrze wspominam czas, gdy publikowałam recenzje filmów dla Przemka Garczyńskiego na jego stronę 104 filmy – co tydzień deklarowaliśmy się, kto zrecenzuje, którą z premier kinowych. Z podobnego powodu lubię coroczną pracę w redakcji Inskie Point – wiadomo, że piszemy o wszystkim, co dzieje się na festiwalu, jest nas kilkanaście i każdy codziennie musi zdać przynajmniej jeden materiał, do którego dzień wcześniej się zobowiązał.

Praca naukowa

Jak wiecie, moja rozpoczęta prawie 8 lat temu przygoda z uniwersytetem, nie zakończyła się i chciałabym, by trwała tak długo, póki mam pomysły na rozmaite problemy badawcze, bo stawia przede mną wyzwania, pozwalając mi się wciąż rozwijać, a także szalenie inspiruje do poznawania nowych ścieżek zainteresowań, o których wcześniej nawet nie śniłam. Choć, jeśli mam być szczera, tak mogłam mówić jeszcze rok temu, ponieważ ostatnie zmiany na uczelni oraz niezrozumiałe decyzje niektórych osób, które dotarły do mnie pół roku temu, mocno zdemotywowały i wciąż trudno z tego zawieszenia wyjść i podjąć decyzję, pozwalającą lepiej sprecyzować moją działalność na tym polu w ciągu najbliższych paru lat. A to z kolei bardzo blokuje bieżącą pracę, która pozwoli w lepszych kolorach naświetlić przyszłość.

Jednak nie o bolączkach tu mowa, lecz o inspiracjach. Oczywiście inspiracją są dyskusje ze znajomymi, podczas konferencji i seminariów, jeśli są fajnie poprowadzone, a temat bliski twoim zainteresowaniom. Ale wiadomo jest, że naukowcy nie mają problemu z wymyślaniem nowych problemów badawczych czy rozwinięciem tego, czym się zajmują, lecz z klapnięciem przed laptopem i pisaniem. Do pisania esejów i prac zaliczeniowych od początku studiów motywowały filmy kampusowe oraz powieści akademickie – zwłaszcza w okresie wakacyjnym, kiedy wyszło się z trybu uczelnianego – filozoficzne wywody filmowych profesorów, które inspirowały studiujących bohaterów do dyskusji, założenia własnego klubu poetyckiego, napisania powieści itd. zawsze mnie uskrzydlały, a świadomość, że jestem częścią tego akademickiego środowiska motywowały do pracy, by tę przynależność przedłużyć, np. o kolejny rok studiów.

Praca zarobkowa i podróże

Nie będzie tu zaskoczeniem, jeśli powiem, że motywacją jest czynnik ekonomiczny. Aczkolwiek w moim zawodzie trzeba umieć dobrze trafić, a póki główne źródło dochodu mam gdzie indziej, nie jest on decydujący. Liczy się atrakcyjność zlecenia, w tym do atrakcyjności zaliczam miejsce realizacji, bo lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, czyli pracować podróżując i poznając nowe miejsca (czasami takie, o których nigdy wcześniej się nie słyszało).

I jak już piszę o podróżowaniu, do tego nie potrzebuję motywacji, jedynie wolną głowę od zobowiązań, gdyż trudno cieszyć się wycieczką, skoro ciągle myślisz, że w tym czasie powinnaś siedzieć przy komputerze i pisać. Inspiracji, gdzie jechać, też nie potrzebuję, bo osobista lista miejsc, które chce zobaczyć (ponownie) jest długa, a zwykle najwięcej zwiedzam w drodze do miejsca docelowego (albo jak wspominałam dzięki zleceniom w pracy).

Jedzenie

Znacie to uczucie, kiedy rozsądek wam podpowiada, że powinniście coś zjeść, a wy w ogóle nie wiecie, co byście teraz chętnie zjedli? W takich chwilach polecam odpalić food film, nie tylko wróci apetyt na widok gotujących i jedzących bohaterów, ale też pojawi się pomysł na danie. I nie mam tu na myśli dosłownego odtworzenia potrawy z ekranu, bo wątpię, że będziecie mieli pod ręką potrzebne składniki, ale wyczarujecie coś z podobnej grupy smakowej, np. gdy bohaterowie jedzą tłusty obiad, np. kurczaka, dla mnie wystarczającą namiastką będą tosty z żółtym serem.
Nierzadko filmy też podpowiedzą ciekawe rozwiązania czy nowe smaczne dania (ja zaczęłam smażyć dorayaki po Kwiecie wiśni i czerwonej fasoli), podobnie jak książki z jedzeniem w tle. Tak samo inspiruje jedzenie w restauracjach, często zdarza mi się pytać, jak to jest zrobione lub z czego, i w wielu przypadkach okazuje się to dość proste do odtworzenia.

Najoczywistszą inspiracją są książki kucharskie, czasopisma czy witryny z przepisami, ale bądźmy szczerzy, do ilu z nich zaglądamy regularnie? W okresie wiosenno-letnim królują książki, z koktajlami, o których pisałam tutaj. Poza sezonem też je robię, ale podstawowa baza składników jest na tyle ograniczona, że tylko zmieniam przyprawy i bakaliowe dodatki. Natomiast moim hitem jest książka Malwiny Barły Lunchbox na każdy dzień – polecałam ją kiedyś jako prezentownik, ale teraz po latach praktyki jeszcze bardziej uświadamiam sobie, jak świetna jest ta książka, nie tylko dla osób pakujących lunche do pracy. Zawiera proste przepisy na zestawy dań, które w zależności od domowych zasobów można mieszać, i co ważne te lunche mogą być śniadaniami, obiadami lub kolacjami. Ostatnio pomyślałam, że chętnie kupię kolejną część tej książki.

Nie mogę tu nie wspomnieć o działalności ogrodniczej, bo zależy mi na tym, by coraz większą część tego, co jem, pochodziło z własnych doniczek – do tego można tak przywyknąć, że w innym miejscu odruchowo idę do parapetu po jakąś przyprawę, a tam z konsternacją obserwuję jej brak… Od paru lat mój parapet zajmuje doniczka z bazylią oraz innymi ziołami, w zależności od sezonu, w zeszłym roku doszły sałaty, które przy dobrym nasłonecznieniu też są w stanie rosnąć w kuchni. Tu inspiracją z jednej strony jest książka o uprawie roślin jadalnych na balkonie, a z drugiej moja sąsiadka pasjonatka, od której zwykle wychodzę nie tylko z torbami pełnymi ogrodowych dobroci, ale też poradami i inspiracjami, jak urządzić własny ogródek, a także co dobrego można z jego owoców urządzić – w jej instrukcjach nawet kiszenie ogórków wydaje łatwizną. W zeszłym roku robiliśmy pierwsze podejście do sadzenia roślin na zewnątrz, w tym roku planujemy zająć się tym poważniej i zacząć, jak trzeba, na wiosnę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie… Tym bardziej że przy zmianach klimatycznych tradycyjny kalendarz upraw może się nie sprawdzić.

Kultura i inne kreatywne działania

Na początku wspominałam, że inspiracją do działania często są książki. One jednak najczęściej są wskazówką dla kolejnych lektur, uwielbiam książki z bibliografiami i przypisami (dolnymi, nie końcowymi!), pozwalającymi pogłębić wiedzę o interesującym wątku. Lubię też, gdy autorzy w inny sposób podpowiadają kolejne lektury, np. w obecnie czytanej Księdze zachwytu, na końcu niektórych rozdzialików opisujących wybrane dzieło architektoniczne, Springer podrzuca tytuł książki o danym miejscu czy problemie architektonicznym.

Jeśli chodzi o listę książek do przeczytania, to wiadomo, że jestem ostatnią osobą, która musiałaby w tym celu czytać recenzje. Ale i tak je czytam i słucham vlogerki, ale trochę z innej motywacji. Lista lektur i tak się powiększa (sama!), natomiast w recenzjach bardziej szukam inspiracji w sposobie mówienia/pisania o książkach lub punktów zapalnych do własnej polemicznej recenzji. I tu szczególnie inspirują mnie Asia i Gosia z tuczytam oraz Madri – to nie są jedyne kanały, które oglądam, ale to chyba jedyne znane mi booktuberki, które o książkach potrafią mówić składnie, po polsku, niebanalnie i rzeczowo… Ich dość rozbudowane wypowiedzi są rzeczywiście formą najbliższą temu, co wyobrażam sobie jako lekką w formie, ale wartościową merytorycznie videorecenzję książki.

A gdy jestem takim lelum polelum…

… i nie mam weny do działania.

W takich sytuacjach pomagają mi blogi i vlogi, energia influencerów mi się udziela i zazwyczaj biorę się za realizację punktów z listy lub inne rzeczy, do których mnie zainspirowali. A przede wszystkim do planowania nowych, bo to uwielbiam, bardziej niż ich realizację. Nie ma większej frajdy niż wykreślanie wykonanych zadań – co praktykuję mniej więcej od szóstej klasy podstawówki, kiedy miałam pierwszy kalendarz szkolny, a potem nie było siły bym zaczęła nowy rok bez kalendarza – i mówię to całkiem poważnie… Ponieważ z dystrybucją szkolnych kalendarzy czekają do ostatniej chwili, to raz zdarzyło się, że nie miałam go jeszcze 1 września, mama, widząc związaną z tym moją bezradność, zastanawiała się, czy w ogóle zdołam pójść na rozpoczęcie roku – no bo jak, gdzie ja mam zapisać plan lekcji?!

I wśród twórców wartościowych treści w internecie (bardzo nie lubię tego słowa influencer) od lat inspiruje mnie (oraz 95% internautów – takie można odnieść wrażenie, a te 5% to ci hejterzy, o których często wspomina) Klaudyna Maciąg – bo jest dowodem, że jak się chce, to można zrealizować nawet te marzenia, o których się wcześniej nie śniło.

A wśród vlogerek, mogę wymienić dwie, których kolejnych materiałów wyczekuję w ostatnich tygodniach najbardziej, są to kanały: Joli Szymańskiej (nie tylko dlatego, że zaczęła mówić o książkach i to bardzo w moim guście, ale też z krytycznym dystansem potrafi opowiadać o swoich doświadczeniach i decyzjach) oraz Ciut Więcej (Karolina zaraża mnie swoim optymizmem i [zerowastowym też] spojrzeniem na świat, nawet jeśli składa się ono podejrzanie z zbyt wielu doskonałych rzeczy, ale tym, co najbardziej przyciągnęło mnie do niej – to sporo wspólnych zainteresowań i doświadczeń do pewnego momentu – znalezienie drugiej osoby, która po skończeniu plastyka też nie umie rysować, jest jak trafienie piorunem :P). Czy zostaną w moim życiu na długo? Trudno powiedzieć, nie tak dawno nie wyobrażałam sobie weekendu bez obejrzenia Tygodnika Kulturalnego, a teraz nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałam ich odcinek. Było wiele blogów i vlogów, które odwiedzałam regularnie, ale z różnych przyczyn przestałam (w ogóle lub robię to z zmniejszą częstotliwością), bo z czasem nasze zainteresowania się zmieniają lub potrzebujemy treści w innej formie. To normalne :).

Osobisty Motywator absolutny

Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym, najważniejszym motywatorze, który wprowadził dużo zamieszania w moim życiu i czasem trudno jego spontaniczność pogodzić z moim trybem długofalowego planowania zadań na najbliższy czas, ale jak trzeba, stoi nad zrezygnowaną moją personą i np. przed odrzuconym przez recenzenta tekstem, i mobilizuje, bym nie wyrzuciła pliku do kosza, lecz naniosła poprawki i wysłała ponownie, bo publikacja, bo punkty, bo trzeba działać, bo to ma potencjał… Itd. Dobrze kogoś takiego w pobliżu mieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *