Są obszary świata, które znane są z wielu osiągnięć, ale nie kojarzą się z kinem. Jednym z takich regionów jest Kazachstan. Liczba filmów z tego kraju, która została zaprezentowana polskiej widowni, jest naprawdę niewielka, w dodatku często są to koprodukcje, w których udział ma dość spora reprezentacja państw Europy i Azji. Sprawdzając w historii ocen, jakie jest moje doświadczenie z kazachskim kinem, wyszło, że widziałam tylko Wyspę kukurydzy, stanowiącą właśnie przykład koprodukcji siedmiu krajów, przede wszystkim europejskich. To uświadomiło mi, że kino kazachskie nawet na festiwalach nie jest silnie obecny. Tym bardziej nie można przegapić wydarzenia, jakim jest kinowa premiera kazachskiej komedii. Bo przecież prędzej spodziewalibyśmy się artystycznego kina z akcentem niż filmu gatunkowego. Tym samym tytuł tegoż filmu Kochanie, nie uwierzysz pasuje do relacji z seansu.
Chyba jeszcze bardziej zaskakuje poetyka filmu, która nie odpowiada naszym (a może tylko moim) wyobrażeniom o kinie z pogranicza Azji i Europy, a jest łudząco podobna do amerykańskich produkcji. Nie należy tego jednak odbierać jako komplement – co uzasadnię za chwilę – lecz informację, że ogląda się to całkiem znośnie, przy zachowaniu krytycznej powściągliwości i podążaniu za oferowaną tu rozrywką. Tu zaznaczę, że poziom tej rozrywki jest mocno wątpliwy i właściwie lepiej będziemy się bawić, jeśli nie będziemy brać tego filmu na serio, lecz odbierać go jako parodię konwencji gatunkowych. Bo Kochanie, nie uwierzysz to kolejny przykład produkcji mniejszych kinematografii, które, nie mając własnej szkoły czy tradycji filmowej, wzorują się na hollywoodzkim kinie (tu np. na Uwolnieniu [1972]). W efekcie czego wychodzi karykatura pierwowzoru, którą zakwalifikujemy do kina klasy Z albo w lepszym wypadku – jak recenzowany właśnie tytuł – klasy B.
Opowieść trójki kumpli, którzy wybierają się na ryby, choć nigdy wcześniej tego nie robili, a ich wyprawa kończy się walką o życie, kiedy nieoczekiwanie stają się naocznymi świadkami morderstwa – nie jest źle nakręcona czy zmontowana (wyraźnie czuć różnicę w ujęciach z wyprawy, a tych z codziennego życia Dastana, który lada dzień zostanie ojcem – co pozwala odciąć od siebie te dwie rzeczywistości). Problem tkwi w grze aktorskiej, która polega na wrzaskach i nadmiernej gestykulacji, oraz kreacji postaci, które ani trochę nie wydają się prawdopodobne. Przy tym kuriozalny scenariusz, który łączy komedię, western i horror, nie ma szans się wybronić inaczej niż przez czytanie go w kategoriach parodii.
Najbardziej zaskakuje mnie to, że wśród naprawdę nielicznych filmów z Kazachstanu, które doczekają się polskiej dystrybucji, wybrano Kochanie, nie uwierzysz. To produkcja, która nie grzeszy wysokim poziomem artystycznym, a nawet jako kino komercyjne nie oferuje rozrywki akceptowalnej dla wszystkich (bo jednak poczucie zażenowania będzie towarzyszyć nawet tym mniej wymagającym widzom). Być może miała nas odwrócić od pewnych, raczej festiwalowych, wyobrażeń na temat tej kinematografii – szkoda, że wybór padł na kino gatunkowe, które nie przekonuje nas, że twórcy z Kazachstanu umieją robić w te klocki. Gdyby kazachskie kino komercyjne było nam lepiej znane i wiedzielibyśmy, że dobrze się w tym odnajdują, może uwierzylibyśmy, że Kochanie, nie uwierzysz jest świadomą grą z konwencją. Tymczasem potraktujmy obecność tego filmu w polskich kinach jako egzotyczną ciekawostkę, którą albo zechcemy poznać lepiej albo odpuścić.