Tytułowa pustka (przynajmniej polskie tłumaczenie, które nie wiem, jak ma się do oryginalnego) jest rozumiana dwojako. Z jednej strony dotyczy ona pustego brzucha bohaterki, z drugiej zaś jest nazwą imienia wyimaginowanego chłopca, którego ma urodzić. Pusty brzuch i narodziny dziecka? Mowa o ciąży urojonej? Tak, ale nie w medycznym rozumieniu, choć w pewnym momencie wraz z nasilającymi się symptomami ciąży u bohaterki zastanawiałam się, czy faktycznie do niej nie doszło, by próbować uzasadnić to, co przekracza granice rzeczywistości i prawdopodobieństwa.
Dziennik pustki nie jest powieścią o upragnionym, ale i niespełnionym macierzyństwie. Siłą rzeczy, gdy bohaterka dołącza do grupy ciężarnych w klubie fitness, pojawiają się w opowieści głosy o rozczarowaniu, niewdzięczności i całym ciężarze związanym z macierzyństwem, w którym kobiety nie mają wsparcia u męża, bo to „babskie sprawy” – ojciec jest bohaterem, gdy raz zmieni pieluchę. Jednak nie to stanowi główny temat fabuły.
Shibata postanawia zajść w ciążę, by odpocząć od nadgodzin i nadmiaru obowiązków w pracy, które zostały przypisane jej ze względu na płeć – a jest jedyną kobietą w dziale. Chodzi tu o parzenie kawy czy sprzątanie po spotkaniach. Brzmi to naiwnie, bo przecież, czy warto dla kilku miesięcy krótszego (a właściwie przepisowego) czasu pracy i zwolnienia z paru obowiązków, zostać samotną matką, co wiąże się z jeszcze większym zakresem zajęć? Shibata wymyśliła to kłamstwo na poczekaniu, gdy po raz kolejny zażądano od niej umycia naczyń po biznesowym spotkaniu, w którym nawet nie uczestniczyła. Pozwoliło jej to bez trudnej konfrontacji z kierownictwem krzywdzących rolach płciowych w firmie, wywołać konieczną reorganizację zakresu obowiązków. Koledzy z pracy musieli nauczyć się parzyć kawę – by podkreślić kuriozalność sytuacji: w firmie była dostępna tylko kawa rozpuszczalna, nie chodziło więc o bardziej złożony proces obsługi ekspresu. Niektórzy byli nawet zaskoczeni, jak niewymagające jest to zadanie i mogliby sobie poradzić z tym zadaniem… Tylko trudno sobie wyobrazić, by to mężczyzna parzył kawę dla gości na spotkaniach biznesowych:
„-Co robimy z kawą dzisiaj po południu?
– Spokojnie poprosiłem dziewczynę z innego działu.
– Ty to pomyślisz o wszystkim!” [s. 43]
Chyba do pełnego obrazu przypominającego sytuację kobiet w wielu zakładach pracy brakuje jedynie tego, by do Shibaty zwracali się zdrabniając jej imię.
Najmocniejsze wrażenie zrobiło na mnie to, że wyimaginowana ciąża pozwoliła bohaterce pracować „tylko” 8 godzin, w związku z tym w końcu znalazła po pracy czas, by obejrzeć film albo pójść na zajęcia fitness. O tym, jak dawno nie mogła na coś takiego sobie pozwolić, świadczą tytuły filmów, które postanowiła sobie nadrobić. W jej przypadku to nie jest zwykle oglądanie klasyków, które kiedyś trzeba było w końcu obejrzeć, a ciągle ganiamy za nowościami. Bohaterka po pierwsze nie miała okazji, by zapoznać się z nowościami, po drugie nadrabia „klasyki”, które pamięta jak wchodziły do kin. Bohaterka musiała „zajść w ciążę”, by móc w końcu obejrzeć Amelię albo Ojca chrzestnego. I krótko komentując „rozwiązanie”, bez podawania szczegółów – potrzeba było ciąży pracownicy, by męscy pracownicy nauczyli się parzyć kawę i liściastą herbatę, a także wprowadzono systemowe rozwiązania w zakresie sprzątania czy odbierania faksów. Jak widać, ciąża jest nie tylko rewolucją w życiu kobiety czy rodziny, którą zakłada, ale może też zrewolucjonizować organizację zakładu pracy.
Czytając Dziennik pustki nie miałam poczucia, że przedstawia sytuację kobiet pracujących w Japonii. Jestem przekonana, że wiele czytelniczek zna te sytuacje ze swoich miejsc pracy (oby nie!) albo z opowieści swoich znajomych. Ta niewielka powieść ilustruje zjawisko znane na całym świecie, a kobietom pozostaje uciekać się do kłamstw, by nie zostać oskarżoną o przesadzanie, gdy zwróci uwagę na niesprawiedliwe traktowanie.
Książka Emi Yagi w sposób nieoczywisty opowiada o patriarchalnym świecie i o „naturalnym” porządku rzeczy, w którym kobiety wykonują nieodpłatną pracę opiekuńczą także w zakładzie pracy. A motyw wyimaginowanej ciąży, która coraz bardziej przypomina prawdziwą, coraz bardziej przykuwa czytelniczkę jak w rasowym kryminale, gdy chce się dowiedzieć, jak to się skończy. Tylko w przeciwieństwie do literatury popularnej, w tej opierającej się wszelkim schematom powieści trudno przewidzieć to zakończenie.
Zdradzić mogę tylko ostatnie zdanie. Shibata przed trzydziestym siódmym rokiem życia planuje drugie dziecko… Jak mniemam, w kwestii nadgodzin chyba niewiele się zmieniło po jej powrocie do pracy. Ale może tą ciążą uda się wprowadzić kolejną reorganizację w firmie? Greckie przysłowie mówi: żadne kłamstwo nie doczeka się starości. Poczęte na kłamstwie dziecko Shibaty również, wszak kiedyś „otoczenie straci zainteresowanie małym Sorato” [s. 155].