Niedziela upłynęła pod znakiem trzech nowych filmów, dwóch polskich i jednego słowackiego. Oba polskie filmy łączyła osoba Ireneusza Czopa, który wbrew programowym zapowiedziom i mojemu ogromnemu rozczarowaniu, nie pojawiał się po seansie, oraz brutalny charakter. Sens po czeskiej stronie granicy stanowił zatem swoistą odskocznię od ciężkich filmów.
Konwój, reż. Maciej Żak
Nie zamierzałam iść do kina na ten film, ponieważ wiedziałam, że nie jest to opowieść, którą byłabym zainteresowana. Niemniej jednak festiwal okazał się dobrą okazją, by się przekonać, czy się nie mylę. I powiem tak, niech coś w końcu zrobią z polskim udźwiękowieniem, bo to nie może być tak, że treści połowy dialogów muszę się domyślać, skończyło się tym, że koncentrowałam uwagę na czeskich napisach, bo z nich więcej się dowiedziałam. Ta uwaga dotyczy wszystkich polskich filmów.
Konwój podobnie jak poprzedni film Żaka Supermarket dotyka niewygodnego tematu, niewygodnego środowiska. Tym razem opowieść dotyczy więzienia, w którym strażnicy i nadzorcy sprawują własną, nieoficjalną władzę sądowniczą i wykonawczą. Zbrodniarzy poddają dodatkowym karom fizycznym, a jeszcze częściej zabijają. Reżyser po napisaniu scenariusza poznał historię pewnego dyrektora więzienia, który zabił jednego więźnia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oprawca został uznany za chorego, więc nie otrzymał odpowiedniego do wagi zbrodni wyroku.
Konwój to kino mocne, brutalne i dynamiczne, prezentujące od mniej znanej strony grupę ludzi, która powinna chronić społeczeństwo przed złem i niesprawiedliwością. Dobre aktorstwo w wykonaniu najlepszych polskich aktorów: Roberta Więckiewicza, Janusza Gajosa, Przemysława Bluszcza i wspomnianego już Ireneusza Czopa.
Ocena: 6/10
Prosta historia o morderstwie, reż. Arkadiusz Jakubik
Arkadiusza Jakubika nie znałam jeszcze od strony reżyserskiej, jego debiut Prosta historia o miłości umknął mojej uwadze. Oglądając pierwsze sceny filmu, byłam przekonana, że będę miała do czynienia z kryminałem, w którym rozwiązaniem zagadki będzie odkrycie szemranych interesów ojca głównego bohatera. Kolejne sceny pokazujące kolorowe i radosne kadry podkreślające, jaką szczęśliwą i udaną jest rodzina policjantów pozwala wyczuć, że ten cukierkowy obraz jest złudny. Tematem filmu Jakubika okazuje się przemoc domowa. Dzieło to, jak zapewniał reżyser na spotkaniu, ma uwrażliwić odbiorców na krzywdę sąsiadów, na to, by nie odwracali wzroku na widok posiniaczonej kobiety, by reagowali. Jest w tej misji coś osobistego, sam Jakubik przed laty odwracał wzrok od sąsiadki, bitej przez męża – przemoc w tamtej rodzinie była faktem powszechnie znanym, jednak nikt nie zdecydował się w tej sprawie działać. Prosta historia o morderstwie pokazuje złożoną relację, jaka łączy oprawcę i ofiarę. Nie wiem, czy tu można mówić o syndromie sztokholmskim, bo przemoc następuje po zaistnieniu emocjonalnej więzi między tymi podmiotami, a nie staje się punktem wyjścia do jej nawiązania jak w przypadku syndromu. Jednak to przywiązanie żon do swoich mężów-oprawców jest dla przeciętnego widza zjawiskiem trudnym do zrozumienia – zwłaszcza, kiedy ofiara znajduje pomoc u swoich dorosłych dzieci, nie musi żyć na utrzymaniu męża. A w takiej sytuacji jest Teresa, grana przez Kingę Preis.
Temat ważny, jednak jego realizacja nie jest satysfakcjonująca. Poznajemy historię od końca, czyli od ujrzenia na podłodze domu dwa martwe ciała rodziców Jacka, najstarszego z trójki synów. Śledztwo w sprawie znalezienia sprawcy przeplata się z retrospekcjami z życia rodzinnego, pozornie szczęśliwego, z czasem docieramy do prawdy, której trzymanie w tajemnicy przestaje być możliwe. Oba wątki są kręcone w różnych stylach, niektórzy w kryminalnym wątku dostrzegają inspirację filmami Smarzowskiego (z czym się nie zgadzam, to Konwój bardziej skłania się ku Drogówce). Jednak zbyt zagmatwana wydaje mi się ta sekwencja dwóch wątków, które mają zmylić widza i zasugerować, że za śmiercią rodziców stoi, ktoś ze współpracowników Romana (ojca), wbrew statystykom mówiącym jasno, że w większości przypadków mordercą okazuje się członek rodziny. Uważam, że taki problem wymaga zupełnie innego ujęcia.
Ocena: 5/10
Piąta łódź, reż. Iveta Grófová
Pierwsza część filmu prezentuje kolejną historię o biednym dziecku, spłodzonym i urodzonym w wyniku przypadku przez młodą matkę, której macierzyństwo nie zmieniło priorytetów, wciąż nimi są używki, dobra impreza i fajne chłopaki. Lucia o córce pamięta wtedy, kiedy sobie uświadamia, że poza nią nie ma nikogo. Nie dogaduje się ze swoją poważnie schorowaną, a później umierającą, matką, która nie rozumie poczynań córki i wnuczki. Dziesięcioletnia Jarka natomiast wydaje się być najdoroślejszą ze wszystkich kobiet w domu. Z jednej strony próbuje zyskać uwagę matki, z drugiej zaś, pozbawiona innych wzorców, ją naśladuje podczas zabaw z plastikowymi figurkami zwierząt. Samotnie spędzająca większość czasu dziewczynka poznaje Krystiana, młodszego chłopca, syna sąsiadów. Jego rodzina reprezentuje zupełnie inną warstwę społeczną, co widać w białych i eleganckich wnętrzach ich mieszkania. Pewnego dnia Jarka spotyka kobietę z dwójką dzieci – bliźniaków – w wózku. Prosi dziesięciolatkę, aby na chwilę je przypilnowała, w tym czasie skorzysta z toalety. Kiedy matka nie wraca, zajęta żebraniem, Jarka decyduje zaopiekować się maluszkami. Zajmuje opuszczony dom rybaków, za kieszonkowe Krystiana kupuje zapas modyfikowanego mleka i pampersów, po to by przez kolejne dni w czwórkę mogli realizować własny model rodziny.
Piąta łódź stanowiąca ekranizację książki Moniki Kompaníkovej, z dobrze znanego scenariusza dramatu psychologiczno-rodzinnego w pewnym momencie przechodzi w ujmującą historię o bardzo młodych ludziach, którzy buntując się wobec doświadczenia dzieciństwa, jakie zapewniali im (zwykle nieobecni) rodzice, postanawiają na własną rękę stworzyć dom, o jakim marzyli. Mimo pewnej karłowatości, niesforności, jaka pojawia się w dziwnym dziecięcym układzie, co jest zrozumiałe ze względu na poziom wiedzy i doświadczenia Jarki i Krystiana – ich wzajemna relacja i stosunek do „zaadoptowanych” niemowlaków może stanowić wzór dla wielu „dorosłych” i „doświadczonych” rodziców. Warto obejrzeć!
Ocena: 7/10