To nie jest dziennik (Wieloryby i ćmy – Szczepan Twardoch)

wieloryby i ćmy

Muszę przyznać, że znajomość z twórczością Twardocha zaczynam od nietypowej strony, bo od jego dzienników, czyli można by powiedzieć, że od jego najbardziej osobistej strony. No powiedzmy. Po prozę Twardocha sięgnę niewątpliwie w przyszłym roku, ale to nie dlatego, że Wieloryby i ćmy mnie zachwyciły. Absolutnie nie.

Dzienniki nie miały u mnie szczęścia, gdyż sięgałam do ich lektury w stanie permanentnego zmęczenia i zamiast wciągać się w literackie dzieło, przysypiałam. Po jakimś jednak czasie stwierdziłam, że wina leży po stronie książki. To ona mnie usypia, to jej treść mnie nudzi. Po zachłyśnięciu się pierwszymi stronami dzienników, przy których zauważyłam, że narratorem wcale nie wydaje mi się być autor, co wykreowany przez nie go bohater (wzięłam to wówczas za dobrą monetę, bo wychodziłoby na to, że Twardoch nie potrafi pisać jako nie-pisarz), stwierdziłam, że autor nie ma nic ciekawego do powiedzenia. A co gorsza, przy tym co mówi jest kompletnie nieautentyczny. Rozumiem, że zasadę ograniczonego zaufania należy stosować do każdej książki. Jednak często pisarzom zależy na zachowaniu pozorów, na tym by zdobyć zaufanie czytelnika, aby móc go zwodzić, poddać manipulacji. Tu kreowanie siebie na różne postaci, osobowości itd. jest zbyt jawne, że paradoksalnie cała narracja dzienników wydaje mi się być przekłamana.

Może powinnam najpierw wytłumaczyć, czego oczekuję od dzienników, aby móc pokazać, dlaczego Wieloryby i ćmy nimi nie są. Od strony formalnej spodziewam się konkretnych dat, nie podanie roku, bo to czyni zapiski rocznikiem, a nie dziennikiem. Nie oczekuję regularnych i codziennych wpisów, ale mają one być żywe, pisane na bieżąco, fragmentaryczne, urywane, być może niespójne, niekompletne i niezrozumiałe dla osoby z zewnątrz. Zapiski Twardocha to zbiór zamkniętych i wystylizowanych mikrohistorii, w których czuje się, że są pisane pod czytelnika, nie są owocem potrzeby wypisania się, wylania myśli na papier. Opowiedziane historie nie sprawiają wrażenia, że są one bardziej doświadczeniem niż wymyśloną fikcją. Są one pozbawione jakieś głębi, jakby autor dokonał wyboru myśli i refleksji, jakie powinny znaleźć się dzienniku, i je zaprezentował jak etykietka. Te podróże, obraz Śląska, spotkania z ludźmi – są dla mnie płaskie i gładkie jak papier kredowy. Nie czuję specyficznej aury podróży PKP, nie słyszę gwaru Gliwic, nie czuję oddechu ludzi, których spotyka. Jakby one były nie przeżyte, lecz ledwie muśnięte palcem.

Szczepan Twardoch jako ojciec – to dla mnie chyba najbardziej wyrazista kreacja autora jaka wyłania się z tej książki. Ojciec poznający świat i rozmawiający z synami, którzy swoimi pytaniami i spostrzeżeniami mogą zagiąć niejednego dorosłego. To dla mnie były jedyne fragmenty, w których mogłabym się doszukać autentyzmu. Może dlatego, że te przytoczenia dialogów przypominają mi anegdotyczne wpisy rodziców na blogach i Facebooku: z cyklu życiowe mądrości dzieci.

Za możliwość przeczytania dziękuję tanayah 🙂

Nie wiem, co jest większym grzechem wydawców. Pośmiertna publikacja intymnych zapisków uznanych ludzi (bez ich zgody) czy sprzedawanie sztucznie wykreowanych dzienników ludzi, których samo nazwisko jest marką zapewniającą sukces sprzedażowy. Pierwsze przynajmniej sprawiają wrażenie autentycznych i często są też inspirujące. Drugie tylko zapychają rynek książkowy.

3 thoughts on “To nie jest dziennik (Wieloryby i ćmy – Szczepan Twardoch)

  1. Tak, zgadzam się, że słowo „dziennik” jest sporo na wyrost. To może był dziennik, zanim Twardoch go pociął, skrócił, wyciął. Sam mówił, że tworzenie tej książki to było kasowanie, kasowanie i jeszcze raz kasowanie, aż zostało z tego to, co jego zdaniem można było uznać za literaturę. Ale, jak też już mówiłam, mnie się to szalenie dobrze czytało, bo ja lubię jego sposób opowiadania o różnych rzeczach. I lubię jego książki. Zapewne „Wieloryby i ćmy” to pozycja właśnie dla takich osób, jak ja. Jeśli czytałaś moją recenzję to wiesz, że mam totalnie odmienne zdanie na ten temat 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *